Śmieję się teraz codziennie. Sam i w duecie z moim kolegą Jasonem mieszkającym w Moskwie przez skype przez 20 minut. Poza tym organizuję sesję jak tylko mogę lub spontanicznie proponuję sesję śmiechu, wczoraj w ten sposób poprowadziłem rozgrzewkę .dla tancerzy i tancerek contact improvisation w Warszawie. Po uruchomieniu tego bloga śmiałem się wczoraj z radości naturalnie blisko pół godziny, całą drogę pieszo z Targówka do Dworca Wileńskiego (w Warszawie). Ale dziś będzie o czym innym czyli śmiechu w szkole. Joga śmiechu może być niezwykłą pomocą dla uczniów i nauczycieli, rozładowywać stres, który staje się udziałem obu grup, dawać dodatkowe dawki energii, wspierać humor w tak bardzo poważnym miejscu. Generalnie, jeśli szkoła wprowadziłaby regularne sesje jogi śmiechu, byłoby łatwiej wytrzymać w ciasnych czterech ścianach klasy zarówno uczniom, jak i nauczycielom. W zeszły piątek śmiałem się z nauczycielami z gimnazjów i szkół średnich z całej Polski na szkoleniu z zakresu edukacji ekologicznej w Kotlinie Kłodzkiej. Mam dzięki temu pierwsze zaproszenia do szkół w Polsce: do małej miejscowości w okolicy Tomaszowa Mazowieckiego, Leszna i Krakowa, jeśli wizyty te dojdą do skutku, na pewno chętnie je opiszę. Tymczasem chciałbym opisać moje doświadczenie ze szkołą w Indiach.
To było w okolicy Sirsi w stanie Karnataka czyli południe kraju, teren górzysty, ale niecałe 50 km do plaż Morza Arabskiego. Wokół jest las deszczowy, który niestety był wycinany intensywnie w latach 1950-89, obszar lasu zmniejszył się kilkakrotnie. Lokalna ludność zaczęła protestować, obejmując drzewa w obronnym uścisku i tak narodził się ruch Appiko, jeden z pierwszych ruchów ekologicznych w Indiach. Intensywne protesty w latach 1980-ych sprawiły, że wycinka drzew została wstrzymana, a obrońcy drzew założyli organizację pozarządową i zaczęli pracować nad czymś co można by określić jako lokalny zrównoważony rozwój. Przyjechałem tam obejrzeć, jak udaje się im wspierać społeczności lasów deszczowych poprzez rozwój rękodzieła, uprawy ziół do mieszanek ajurwedyjskich (indyjska sztuka zdrowego życia), rolnictwo ekologiczne, a także organizację spółdzielni i sieci sprzedaży kilkunastu produktów leśnych. Mój przewodnik, koordynator projektu Mahabelshvar woził mnie po wioskach, dzięki czemu mogłem oglądać jak kobiety wyplatają nić z bananowca i potem tworzą maty czy kosze. Mahableshvar, którego imienia nie da się niestety skrócić, bardzo szybko dał się przekonać do jogi śmiechu. W przyszłym roku zamierza przerwać prace społeczną by w całości poświęcić się nauce medytacji, ale jestem spokojny, że nie zapomni o praktyce śmiechu. W każdym razie, bardzo ucieszyłem się, gdy ujrzeliśmy szkołę w jednej z wiosek. Dzieci najpierw uśmiechając się, pozowały mi do zdjęcia, a potem ustawiły się w rzędzie i z dłońmi ułożonymi do modlitwy zaintonowały 3 razy Om i mantrę. Potem zaczęły tańczyć swoje lokalne tańce, część z nich wymagała użycia specjalnych kijków. Potem mój przewodnik przyniósł globus bym pokazał dzieciom Polskę. Pokazując i obserwując ich zainteresowanie małym punktem na globie, zacząłem się śmiać. Dzieci przyłączyły się do mojego śmiechu, w końcu śmieją się 600 razy na dzień, a w Indiach pewnie jeszcze więcej (dorośli tylko średnio ok 15-20). I nagle zaklaskałem i zaczęliśmy „ho,ho, ha, ha”. Tak odbyła się moja pierwsza sesja jogi śmiechu w szkole. Na koniec dzieci były tak zadowolone, że nie chciały mnie wypuścić. Szkoła mieściła się w jednej sali, a w drugiej było przedszkole. Spróbowałem więc w przedszkolu, ale tam trafiłem na poważniejsze towarzystwo, choć trochę poklaskaliśmy i pośmialiśmy się. Później gdy chodziłem od domu do domu podziwiając spokój i radość mieszkańców i pięknie ozdobione święte rośliny tulsi stojące przed każdym domem, wokół biegali moi młodzi znajomi wołając „ho ho ha ha”.
Możecie przeżyć ze mną jeszcze raz te chwile na tych zdjęciach:
fot. Piotr Bielski