Skip links

Śniadanie z małpami

IMG_0181
Dziś przy śniadaniu sumiennie oglądaliśmy, jak małpy skakały po palmach, wchodziły na dachy, a nawet próbowały zerwać pranie ze sznurków: szczególnie upodobały sobie długą różową firankę, na której skakały jak na lianie. Czasami podchodziły do nas niemal na odległość wystarczającą do podania im dłoni, ale kelner dzielnie je przeganiał sobie tylko znaną mantrą. Na wszelki wypadek odsunęliśmy nasze torby dalej od sąsiadującej z drzewami krawędzi stolika. Wczoraj widzieliśmy ku przestrodze w supermarkecie, brawurową akcję, jak jeden z takich podopiecznych boga Hanumana* wszedł i wziął sobie z półki torbę orzechów, po czym się ulotnił.
IMG_0127
Zabraliśmy się za kompletowanie podstawowych rzeczy i właściwie mam pełne przekonanie, że tu na miejscu w Indiach można dostać wszystko, czego nam potrzeba. Znaleźliśmy w Tiruvannalamai dobrze zaopatrzony sklep z najróżniejszymi herbatami, orzechami, super tanimi kosmetykami ajurwedyjskimi Himalaya, są preparaty na komary, które pewnie działają lepiej na miejscowych krwiopijców niż przywiezone z Polski. Ba, a nawet jeśli czegoś nie ma to się da załatwić, jeden z właścicieli sklepów ma nam sprowadzić na wieczór maty do jogi. Właściciel naszego hotelu oprócz kart SIM i telefonów jest jak głosi napis w stanie nawet kupić dla przyjezdnych kawał ziemi. Podoba mi się, ze w tutejszych sklepach nie widać w ogóle używek, w tej miejscowości bardzo mało ludzi pali, a pijani to totalna abstrakcja. To taka pozytywna odmiana w stosunku do polskich sklepów osiedlowych czy kiosków, gdzie wszystko wydaje się skromnym dodatkiem do papierosów lub alkoholu. Jedyne czego nie znaleźliśmy to bielizna, ale tutejszy klimat i wybór lekkich spodni sprawia, że i bez majtek całkiem nieźle się żyje.
IMG_0162
Byliśmy wczoraj i znów dziś na darshanie czyli błogosławieństwie polegającym na siedzeniu w ciszy w aśramie Shiva-Shakti. Hinduska, która przewodzi aśramowi i wyraźnie ma ponadprzeciętne duchowe moce przychodzi na 15 minut do sali pełnej głównie Europejczyków i Amerykanów. Można zamknąć oczy lub medytować z otwartymi. Anetka zamknęła i widziała fioletowe światło, ja przez pewien czas miałem otwarte i odniosłem wrażenie, że ta kobieta stale patrzy mi w oczy. Teraz za drugim razem ja zamknąłem i czułem ruch energii jaki przechodził przeze mnie, wzmacniając we mnie spokój i poczucie, że wszystko jest w porządku. Święta to ubrana na pomarańczowo, drobna pochylona kobieta, pewnie przynajmniej 50 plus. Nie wiem w jakim stopniu ta energia to jej duchowe mocy, a w jakim kwestia pola zgromadzonych, może nawet 200 osób siedzących w absolutnej ciszy i łączących się z ich własnym spokojem. Faktem jest, że gdy po darshanie pytali nas znajomi o bagaż, czy udało nam się dodzwonić do Air France odpowiadaliśmy z pełnym spokojem, że choć nikt z Air France nie odpowiada na maile i nie podnosi telefonów, to nam tu jest dobrze bez tych bagaży.
IMG_0137
Wybraliśmy się też na pierwszy rekonesans do aśramu Ramany Maharishiego, który jest największym ośrodkiem duchowym tutaj, a kto wie czy i nie największym pracodawcą. Teren aśramu jest w odróżnieniu do niestety czasami nieodpowiednio pachnącego i hałaśliwego miasteczka, absolutnie czysty, cichy i czuć w nim totalną kosmiczną harmonię. Przyszliśmy na praktykę kroków: w centralnym miejscu świątyni młodzi bramini recytują święte wersy, trudno nam powiedzieć czy to Wedy czy pisma Ramany, a nawet czy to sanskryt czy tamilski, bo i tak nic nie rozumiemy. Nie jest też tak, że nam to przeszkadza, że nie rozumiemy, pewnie jakbyśmy poprosili kogoś o tłumaczenie to wszystko by to było o Bogu, naszym oddaniu i boskiej naturze drzemiącej w nas. Ludzie chodzą w kółko wokół prostokątnej sfery sacrum pośrodku której znajduje się złoty posążek Ramany. Oczywiście to złoto nie zrobiło na nas szczególnie pozytywnego wrażenia, ale samo doświadczenie chodzenia z innymi w kółko jest godne polecenia. Najpierw miałem poczucie, że to musi być „uświęcone” chodzenie czyli super uważne, więc powolne, ale gdy zobaczyłem, że kolejne osoby mnie wyprzedzają, również zacząłem pozwalać sobie na wyprzedzanie i odnalazłem swój komfortowy rytm chodu. I może właśnie o to chodzi? W powietrzu czułem silną energię w trakcie tych okrążeń, być może trochę związane jest to z odpowiednią wentylacją, ale wierzcie mi: na pewno nie tylko.
IMG_0171
Spotykamy mnóstwo miłych, pogodnych i świadomych ludzi z Zachodu nie tak szalonych jak na Goa, za to bardziej osadzonych w sobie czy jak kto woli uduchowionych. Jest nas tu całkiem sporo i szczególnie w aśramach i miejscach, które odwiedzamy, takie jak nasz, od wczoraj ulubiony, bar Five Elements, gdzie są dania ajurwedyjskie, hinduskie, włoskie, wszystkie wegetariańskie plus pokaźny wybór owsianek i omletów na śniadania, a do tego puszczają muzykę Devy Premal. I jeszcze wokół szaleją na plamach nasi przodkowie. Ktoś może naśmiewać się, że uprawiamy „duchową turystykę” i wyobrażać sobie, pewnie nie bez racji, że w Indiach istnieje gdzieś bardziej „prawdziwa”, a na pewno bardziej hermetyczna duchowość niedostępna dla ludzi Zachodu. Będziemy w Indiach jeszcze przez 2,5 miesiąca i pewnie odkryjemy niejedno „bardziej hinduskie” duchowe miejsce. Ja zaś czuję, że wielu Hindusów poza tym, że we krwi ma większy poziom uprzejmości, zaufania i pogodzenia z losem, to traktuje swoją religię jak większość katolików jako takie rodzinne rytuały i formułki, niekoniecznie jest zainteresowana rozwojem świadomości. Za to Indie przyciągają mnóstwo wspaniałych i rozwijających się ludzi z całego świata, którzy przypominają temu coraz bardziej goniącemu i wpatrzonemu w zachodnie wzorce krajowi o jego odwiecznej duchowej misji. Ci wszyscy Amerykanie, Japonki, Włoszki, Niemcy czy Polki, których spotykamy tu, też tworzą współczesne Indie i są ich bardzo ważnym elementem.
 
W tym moim obserwowaniu i zachwycaniu się światem, nie zapominam o jodze śmiechu, dziś rano śmialiśmy się w dwójkę z Anetą przez 20 minut (no dobrze, ja przez 20 minut, ale i Aneta z 10 w tym pod prysznicem). Już jestem po pierwszych rozmowach w sprawie prowadzenia jogi śmiechu w ośrodku dialogu międzyreligijnego, gdzie jest restauracja, namioty do medytacji, piękną widok na świętą górę, a także i dach gdzie odbywa się joga. Udzielający się tam skromny, ubrany na biało Anglik zapalił się do pomysłu i przedstawił mnie menedżerowi – Hindusowi z dużym iPhone’m, złotym łańcuchem i kilkoma sygnetami na palcach. Menedżer z poważną miną powiedział, że przed 5 laty ktoś już tu prowadził jogę śmiechu, tak jak by chciał mi zasugerować, że dopiero co wczoraj były takie zajęcia. Ale zobaczymy, jak nie tam to na przykład na dachu hotelu, w którym mieszkamy, coś zwołam.
 
IMG_0133
Słyszymy odgłosy wystrzałów. Tutaj fajerwerki urządza się na pogrzeby. Ja wyznałem Anetce przy mocnym imbirze, że chciałbym się wybrać na taki radośniejszy pogrzeb. Anetka zaś zaproponowała mi, żebyśmy się umówili, że jeśli jedno z nas umrze to drugie zrobi mu właśnie radosny pogrzeb. Ja powiedziałem, że tak, ale tylko pod warunkiem, że dożyjemy sędziwego wieku. „A czemu?” – spytała Aneta. Bo dla mnie celebrować można radośnie tylko koniec naprawdę spełnionego życia. „Powiedz szybko, czy czujesz, że jeśli byś umarł teraz, Twoje życie nie byłoby spełnione?” -zapytała mnie trzymając za dłoń. Zaczęliśmy się śmiać.
 
IMG_0182