Odkąd zajmuję się na poważnie (hahaha!) jogą śmiechu, kilka razy w tygodniu dostaję maila z linkiem do któregoś z filmów, jak ludzie rozpętują śmianie się w metrze. Często też po klubach śmiechu lub moich warsztatach, gdy panowała cudowna atmosfera śmiechu, ktoś rzucał hasło „a teraz do metra!”. Jakoś to metro, ta jedna jedyna linia metra w Polsce kusi ludzi w Warszawie, co tam autobusy czy tramwaje, chcemy do metra! Ja miałem pewne obawy przed tego typu akcjami by nie drażnić zbytnio ludzi. Celem jogi śmiechu jest pokój na świecie, więc staramy się niepotrzebnie nie zakłócać spokoju i tak zanadto zestresowanych ludzi, kreujemy bezpieczne śmiecho-strefy w centrach jogi i rozwoju, parkach, szkołach, domu kultury, gdzie w wyznaczonym czasie ludzie mogą się śmiać. Ale czasami lubię robić drobne wyjątki od reguł.
Jedna liderka jogi śmiechu z Berlina sprowokowała w tamtejszym metrze akcje, która utrwalona na youtube ma ponad 4 miliony wyświetleń. Powstał też film dokumentalny w Brukseli o „Boddhisatwie w metrze”, gdzie bohater wchodzi, zaczyna się śmiać, po czym wysiada, a ludzie dalej się śmieją. Film też ma setki tysięcy wyświetleń, ale to już nie jest spontaniczna akcja, tylko profesjonalna czyli zaaranżowana produkcja filmowa. Tu i ówdzie na świecie podejmowano wyzwanie roześmiania całego wagonu, i tak możemy obejrzeć greckich śmiechaczy w Atenach lub gościa zarażającego śmiechem na przystanku gdzieś w Skandynawii . Postanowiłem, że wreszcie spróbuję i ja i skrzyknąłem ekipę.
Stawiliśmy się w czwórkę, przyszły liderki jogi śmiechu: Ania, Dorota i Kinga, a także Adam, który nas filmował. Postanowiliśmy iść na spontan, metro było mocno wypchane, więc byliśmy blisko siebie, trudno było o akcję z kilku punktów. Zaczęliśmy doświadczać tyle radości, że zaczęliśmy głośno się śmiać. Ktoś kazał się wyciszyć, ktoś wyzwał niewybrednie jedną z dziewczyn, ale też i trochę osób się do nas uśmiechało, jedna pasażerka zaczęła się śmiać zasłaniając usta i odwracając się od nas. Samo życie ani dobre ani złe. Jakiś gość przez chwilę się śmiał. Lepiej skupić się na tych pozytywach. Ja nie chcąc zanadto prowokować ludzi śmiałem się trochę ciszej. Starsza pani spytała się mnie, z czego się śmieję.
Prosiłem Adama, mojego przyjaciela, który świetnie montuje filmy o szybkie działanie i dostałem w błyskawicznym tempie bardzo dobry w moim odczuciu film. Taki jak chciałem, krótki bo 90 sekund, treściwy, z jasnym przekazem na koniec. Liczyłem, że uruchomię internetową lawinę -lajki, szery i zaraz przybędzie dużo ludzi na wydarzenie. Pewnie znacie to uczucie, jak się „rządzi” na portalu społecznościowym: rzucasz hasło i zaraz idzie lajk po lajku. Tyle razy mi się to zdarzało (hahaha! ale ze mnie mega master facebooka!), teraz zaś dostałem poważny materiał do przemyśleń. Patrzę i nie wierzę: po 4 godzinach nikt z tysiąca moich znajomych nie polubił tego materiału, a na moim profilu Jogina Śmiechu przez 4 godziny – 515 osób go wyświetliło i nikt, absolutnie nikt, go nie polubił! Ale wtopa, ale porażka – mówię sobie – ale czemu? I się śmieję, bo wiem, że te czasy są szalone, wszystko działa błyskawicznie i musi być sukces i lubienie natychmiast, bo jutro to futro i nikt nie spojrzy -mój umysł chce mnie wpędzić w poczucie porażki zaledwie po paru godzinach, ale jaja!
I tak próbuję zrozumieć, pytam znajomych, piszą, że fajny film, jedna osoba tylko wspomniała, że to może mogło być zbyt trudne dla nieprzygotowanych ludzi w metrze. No tak, wiem o tym dobrze, dzieci nie trzeba przygotowywać do śmiania się, bo nawet w szkole w Indiach mimo bariery językowej rozumiały moje ćwiczenia. Na kursach liderskich z kolei powtarzam, że odpowiednie wprowadzenie dorosłych do praktyki śmiechu to 80% sukcesu, trzeba rozwiać wszystkie wątpliwości zanim się pojawią w odpowiedni i efektywny sposób. Ale może to co robię jest po prostu ciągle zbyt nowatorskie?
No i mam taki moment, że znów nie rozumiem nic z tego świata ani jak on działa. Czemu ludzie nie lajkują naszej pozytywnej energii, dobrej idei i całkiem profesjonalnej produkcji? Dla pocieszenia się, włączam sobie Artura Rojka: „nie rozmawiam z nikim, z nikim się nie dzielę, „, „nie wytrzymuję tempa, wszystko k… skręca”. Ta jego wygrywająca listy przebojów „Beksa” to mało rozwojowa piosenka, raczej regresowa z jakimiś starymi brudami z dzieciństwa, ale czasem idealna dla równowagi osób, które za dużo się rozwijają i wiedzą dobrze, że obrażanie się to nie jest dobre rozwiązanie. Jak sobie to nucę z Rojkiem to od razu się śmieję, że takie słowa do siebie dopuszczam. No cóż póki co zostawiam metro w spokoju dla innych panujących tam na co dzień emocji i jak to śpiewa Artur „się zasłaniam, zasłaniam się”. Idzie długi weekend, odpocznę trochę od internetu, może nawet i od ludzi, jedno i drugie Wam polecam jeśli podobnie jak ja jesteście dużo w sieci i wśród ludzi (hahaha!). A na koniec weekendu serdecznie zapraszam na światowy dzień śmiechu, który organizuję wraz gronem liderek, liderów i miłośników jogi śmiechu w Warszawie 4 maja o 17 w Parku Pole Mokotowskie tuż przy metrze Politechnika koło pomnika z koniem. To miejsce w zeszłym roku było stałym miejscem spotkań naszego klubu śmiechu i teraz wracamy na wiosnę do parku do naszej letniej „kwatery”. Planujemy fajny wieczór – bezpłatną sesję jogi śmiechu, koncertowanie i tańcowanie, wspólną kolacje z tego co ludzie przyniosą. Polecam to wydarzenie na facebooku .
Filmik z naszej akcji w metrze możesz obejrzeć tutaj.
PS Obchody światowego dnia śmiechu liderki z Bielska zaplanowały również w swoim mieście – polecam zajrzeć tutaj