Wybaczam nieznanemu człowiekowi, który porwał się na mnie z pięściami podczas Przystanku Woodstock.Wybaczam dla samego siebie w imię miłości. Dla mojego dobrostanu, wolności od żalu, od tłumionych emocji, które tylko szkodzą, czekając na moment wyjścia. Teraz mogę powiedzieć, że otwieram się tylko na radość i miłość – pozytywne, lekkie emocje, to je w sobie świadomie chcę wzmacniać. A mogę to powiedzieć tylko dzięki temu, że wyraziłem mój ból, złość i smutek po tym co się stało, puściłem je i one odeszły, a we mnie został spokój.
Jestem najprawdopodobniej pierwszym trenerem jogi śmiechu, który został pobity w trakcie prowadzenia zajęć. Poruszyłem tę sprawę na profesjonalnym międzynarodowym forum jogi śmiechu i obecni tam praktycy z całego świata kojarzyli jedynie przypadki gdy prowadzący zajęcia z chorymi umysłowo zostali popchnięci czy uderzeni. Ale byli przygotowani na niestandardowe zachowania i mieli wspierających ich opiekunów. Także ze świata popłynęły do mnie bardzo wspierające listy. Doktor Kataria napisał, że to się stało tylko po to bym stał się silniejszy, a Jeffrey Briar, który stworzył jeden z największych klubów śmiechu na świecie w Laguna Beach w Kalifornii napisał: „gdy miłość jest obecna, to to co nie jest miłością pojawia się by być uzdrowionym. Robota, którą wykonujemy to uzdrawianie. Gdy ludzie doświadczają bólu, zranień i zwiększa się potencjał uzdrowienia, mogą czuć opór, wręcz gotowość do konfrontacji. Wtedy może pojawić się krzyk czy nawet przemoc. Proszę: zachowaj wiarę! Jestem wdzięczny za to co robisz.”
Co ciekawe, pierwszy na świecie akt bezsensownej i niespodziewanej przemocy przeciwko joginom śmiechu miał miejsce na festiwalu, o którym roiłem sobie marzenie, że pobiję tam rekord Guinnessa największej liczby ludzi śmiejących się pokojowo w jednym miejscu. Ale z tym rekordem się jak dotąd nie składało, ludzie WOŚP dbają przede wszystkim o potrzeby swoich sponsorów strategicznych, a ci co roku biją swoje rekordy. Więc dlatego mój pomysł spotykał się jak dotąd z chłodną rezerwą i obawą WOŚP by nasze śmianie nie odbiło się w mediach większym echem kosztem akcji zaprzyjaźnionych z Owsiakiem korporacji. Nawet to potrafię zrozumieć, często wybitni społecznicy to i zarazem sprytni biznesmeni, a Owsiak akurat potrzebuje mega wielkiej kasy by kupować te wszystkie sprzęty do szpitali, itp. Za to po tym Woodstocku uwalniam się od przywiązania do tego miejsca, które samo w sobie jest nijakie, choć potrafi być ekstremalnie dobre i ekstremalnie złe. Dalej wierzę, że jesteśmy w stanie ustanowić w Polsce światowy rekord śmiechu ale możemy zrobić to dosłownie wszędzie!
Choć przyznam Wam szczerze z serca, że jakby pojawiły się sprzyjające warunki by zorganizować wielką akcję uzdrawiającego śmiechu połączoną z biciem rekordu na Woodstocku to byłoby to dla mnie naprawdę wzruszające. Tam gdzie zaznałem bólu, upokorzenia, ignorancji w formie zupełnie nie mieszczącej się w moich wyobrażeniach o świecie powracam z przesłaniem radości i światła i dokonujemy cudu wykraczającego daleko ponadto wszystko w formie pozytywnej. To by był czad! Ale nic na siłę, zostawiam to Opatrzności.
Kwestia znaczenia tego aktu przemocy i wniosków, jakie mam z tego wyciągnąć będzie pewnie jeszcze we mnie pracować, bo nie chcę dać się zamknąć w pułapce oczywistych odpowiedzi typu „potrzeba lepszej ochrony na festiwalu Woodstock”, „w Polsce jest poważny problem agresji i przemocy”, „używki prowadzą do przemocy”, „policja nie jest godną zaufania instytucją, więc jak umiesz liczyć to licz tylko na siebie i może swoich kumpli”, „polskie prawo broni lepiej przestępców niż ofiary”, itp. To wszystko to też prawda ale wiem, że to zaledwie powierzchnia zjawiska, a ja chcę wejść głębiej by uszanować to czego nie jestem w stanie zrozumieć i by pozostać w postawie otwartej czyli pytającej bez definitywnych odpowiedzi.
Zastanawiam się nad tym czy dochodzić moich praw na drodze sądowej, podchodzi to pod „krzywdy moralne”. I tu zdałem sobie sprawę, że jeśli chcę się na to zdecydować to nie chcę działać z przestrzeni mojej rany i zemsty: stała się mi krzywda, więc niech to sprawca odczuje. Jedynie zdecyduję się na to gdy poczuję wyraźnie, że robię to dla jego dobra, żeby powstrzymać go przed kroczeniem taką drogą, że to otworzy mu drogę do skonfrontowania się z tym czego wypiera, co bagatelizuje, da mu szanse by stał się lepszym człowiekiem. I mając na uwadze te względy czuję, że przystąpiłbym do takiego postępowania z innym podejściem.
A tak naprawdę tak najbardziej to bym chciał, żeby sprawca musiał się ze mną spotkać jako człowiekiem i porozmawiać ze mną, dostrzec we mnie drugiego człowieka. Przez moment gdy jechałem rowerem parę dni temu, pojawił mi się genialny pomysł: chciałbym aby sprawca ze mną zaśpiewał przebój T-Love „Bóg” który słyszeliśmy obaj zza scen czekając na spotkanie z policją. Oj jak cudownie by to było razem nagrać: „tak bardzo chciałbym zostać kumplem twym!”. Być może sam Muniek Staszczyk sam by się chętnie do nas dołączył i zrobilibyśmy z tego na nowo przebój promujący kampanię przeciwdziałania przemocy za pomocą miłości. Słyszałem o takiej historii z RPA, gdzie na koniec rozprawy, gdzie miał być zasądzony wyrok wobec zabójcy męża i syny pewnej kobiety, sąd na koniec oddał głos tej kobiecie. I wszyscy się spodziewali, że powie coś standardowego w rodzaju, „co prawda to nie wróci życia moim bliskim, ale dobrze, że sprawca tak bolesnych dla mnie czynów zostanie ukarany, choć szkoda, że tylko na 15 lat”. A ta kobieta przemówiła z serca i powiedziała, że życzyłaby sobie by ten mężczyzna przychodził co tydzień do jej domu i próbując zastąpić jedynego jej syna, którego zabił, mówił do niej: „mamo!”. Morderca nie wytrzymał nawet myśli o takiej sytuacji emocjonalnie, poczuł wtedy ciężar tego co zrobił, zdecydowanie łatwiej mu by było znieść pogardę czy dodatkowych parę lat za kratkami. Więc takim pragnieniem się dzielę z Wami, niech ten chłopak zostanie przyprowadzony na sesję jogi śmiechu pod opieką mundurowych, niech posłucha o co w tym chodzi, niech z nami wytrzyma, niech porozmawia o tym co się mu w śmiechu nie podoba.
Szczęśliwie praca i napięty kalendarz może być jednym z największych błogosławieństw. Gdybym miał zbyt dużo czasu wolnego pewnie by więcej rozmyślał nad tą sytuacją, ale szczęśliwie miałem i mam zaplanowane dalsze warsztaty, a im więcej się śmieję tym lżej i lepiej się czuję. I tak w ostatni weekend gościłem na Kaszubach w pięknym gospodarstwie Pure Space i tam dzieliłem się przez 3 dni ze sporym gronem uczestników z całej Polski nie tylko dużą porcją jogi śmiechu ale i ćwiczeniami, które pomogły mi by żyć bardziej z przestrzeni serca, w zgodzie ze sobą, mając wyraźnie obrany kurs na radość i miłość. Jedna z uczestniczek tego warsztatu, Dorota, która jak się okazało ma umiejętności jasnowidzące, wysłała dziś do mnie zdjęcie z kolorami energii śmiechu z naszego warsztatu i zgodziła się by się z Wami nim podzielił. „Energia -pisze Dorota- chce żebyś zobaczył efekty swojej pracy, po warsztatach takimi barwami promieniuje cała ziemia – barwy te przenikają każdy zakątek wszechświata i odnawiają jego strukturę, radość i śmiech dotarły wszędzie dzięki Twojemu śmiechowi i wszystkim którzy otworzyli się na niego. Jestem Ci niezmiernie wdzięczna za warsztaty – zmieniły mnie, jeszcze bardziej otworzyło się moje widzenie innych wymiarów, cuda nie mają granic. Twój śmiech i to co robisz jest lekarstwem na wszystko co nas boli – niech śmiech jaki dajesz wróci do Ciebie spotęgowany miłością każdej roześmianej istoty”. Jaka to radość czytać takie słowa, mam tylko ochotę podziękować i powiedzieć: ja się tylko śmieję i niech się dzieje!