Czy otworzą tę bramę czy nie? Sezamie, otwórz się! I otwiera się! Wjeżdżamy, pięknie, słonecznie, zielono i jeszcze wszyscy machają nam na powitanie. Bajka! Kilka osób podchodzi do naszego samochodu. Kobieta, niskiego wzrostu, przykleja nos do szyby, opuszczam szybę i słyszę: „piękny dziś dzień, taką dobrą kawę wypiłam i tak mi dobrze”. Wszyscy podają nam dłonie i uśmiechają się przepięknie. Normalnie, inny świat, w takim świecie chcę żyć! Wysoki młody mężczyzna z komitetu powitalnego pochyla się i zagląda pod podwozie samochodu. „Ile kilogramową przyczepę pociągnie ten samochód na tym haku?” – pyta się. Nie wiemy, nie próbowaliśmy. Mówi, że hak wygląda na porządny i warto z niego skorzystać. Inny ma potrzebę obejrzenia naszych zegarków i tak się cieszy że Aneta ma żółty, a ja fioletowy i pyta gdzie takie można kupić.
Odwiedzamy kolejne pracownie na terenie Warsztatu Terapii Zajęciowej. Tutaj filc i rękodzieło, wszystko piękne, kolorowe. Inny młody mężczyzna spieszy przywitać się z nami. Ale nie podaje ręki tylko kłania się i delikatnym gestem dłoni głaszcze nam stopy. Potem kładzie dłonie na sercu i czole. Beata, terapeutka, która nas tu zaprosiła spieszy tłumaczyć: „wybaczcie, Piotrek tak ma że…”. „Wszystko w porządku- odpowiadamy zgodnie- Piotrek po prostu wita nas tak jak w Indiach witają nauczycieli duchowych, więc czujemy się zaszczyceni”. Inni rzucają się do uścisków na misia, czuć taką radość i wzruszenie ze spotkania, absolutną bezpośredniość, która nas tak cieszy.
Wchodzimy do pracowni plastycznej. Wszystkie obrazy takie piękne, pełne kolorów, wskazujące na bogatą wyobraźnię, ale i harmonijne dobranie kolorów. Aneta pyta się czy na obrazie, który na pierwszy rzut oka wygląda na abstrakcyjną grę kolorów, jest syrenka warszawska? Okazuje się, że trafiła, bo to obraz namalowany z okazji powstania warszawskiego. Kto namalował takie piękne koty? Okazało się, że pan Maciek, ale to nie są koty, tylko „fidrygasy” bo pan Maciek tylko maluje „fidrygasy”. No tak przecież to oczywiste, że to są fidrygasy a nie coś innego. Wojtek z kolei jest specjalistą od nieba i maluje samoloty, które wyglądają zupełnie inaczej niż te które znamy, ale jak najbardziej ufam, że te jego też latają. Bardzo chętnie malują zwierzęta, lagodne łosie, które mają naprawdę potężne rogi, a nawet dziki, które Aneta wzięła za jeże i dlatego nie wydały się jej groźne. Gdyby do niektórych z nich wstawić nazwisko Picassa czy Chagalla pewnie nie jedna osoba by nie zauważyła różnicy.
Rozmawiamy z Iwoną, która podarowała nam obraz pod nazwą „Dzikie Koty”. Gdy opowiadamy o Indiach, Iwonka pokazuje nam sama z siebie ćwiczenia jogi śmiechu zanim jeszcze je pokazaliśmy, przepiękną małpę, słonia. Absolutnie się rozumiemy, ona ma jogę śmiechu we krwi. Jeden kolega zapowiada, że nie weźmie udziału w zajęciach bo dziś nie chce mu się chodzić po schodach. Mówię, że go rozumiem, też czasem nie chce mi się chodzić po schodach. No i przyszedł, wiedziałem, że przyjdzie. Oglądamy kronikę Warsztatu – jakie to piękne i autentyczne, jest wycieczka do zoo to rysunki żółtego hipopotama, różowej żyrafy i nie wiem, co, może fidrygasy? Ale ostatnio dyrekcja postanowiła, że kronika ma być elegancka, dobrze wykadrowane zdjęcia, fachowe, krótkie konkretne opisy i skórzana oprawa. Prowadźcie oprócz niej taką autentyczną Waszą kronikę jak kiedyś bo to ona ma siłę – zachęcamy.
Sesję prowadzimy na zewnątrz obok wartko płynącego strumyka i stawu z którego słychać kumkanie żab. Czuć wzajemną troskę, jak pchają kolegów i koleżanki na wózkach. Ćwiczenia prowadzimy nieco dłużej, niektórzy potrzebują chwilę więcej czasu by się dostroić i włączyć ale czuć, że są całym sercem z nami i pomału się rozkręcają, „świetnie, świetnie, hej!”- zaczyna się przyjmować. Mirek cieszy się na ćwiczenie z zegarkiem i godziną śmiechu. Na koniec łączymy się w krąg, zaczynamy od meksykańskiej fali śmiechu, potem wysyłamy śmiech w świat. Z każdym z osobna się żegnam z uściskiem dłoni, uśmiechem i kontaktem wzrokowym, ufając, że jeszcze się zobaczymy.
Wolontariuszka, która pomaga w warsztacie, opowiada nam historię jak była z ekipą podopiecznych na wycieczce w Sejmie. Ktoś zobaczył polityka, którego zna z telewizji i od razu musiał go uściskać i przywitać jak bliską osobę. Podobno posłowie stanęli na wysokości zadania i bardzo fajnie odpowiedzieli na tą serdeczność.
Mam poczucie, że dobrze byśmy uczyli się od ludzi którzy mają większą wrażliwość, większy poziom otwartości i życzliwości. Oni może myślą niestandardowo i nie mieszczą się w naszych ramach „normalności” ale za to nasze społeczeństwo jest nienormalne w inny sposób: ludzie boją się śmiać, swobodnie mówić o swoich uczuciach, ruszać się, śpiewać, tańczyć. Ci których nazywamy „niepełnosprawnymi umysłowo” z kolei nie mają tych zahamowań. Myślę, że właściwie jogą śmiechu staramy się sprawić, żebyśmy stali się trochę bardziej naturalni w ekspresji siebie tak jak ludzie ponadsprawni sercowo, z którymi dzisiaj się śmialiśmy. To my „normalni” boimy się być sobą na 100%, zastanawiamy się czy możemy mówić i robić to co czujemy. Ci do nie końca wdrożeni w naszą „normalność” po prostu nie myślą za dużo, dzięki czemu potrafią się dużo bardziej cieszyć życiem. Jak Iwonka powiedziała nam, że kocha Mariusza i pokazała to całym ciałem z błyskiem w oczach to w pełni mogłem to poczuć. Tę miłość wychodzącą z niej i będącą darem dla całego świata. Bardzo chętnie do Was wrócimy.
Dziękujemy Beacie Kilijan z Warsztatu Terapii Zajęciowej w Sadowej za zaproszenie.