Na naszych kursach instruktorskich jogi śmiechu miałem trochę osób z zagranicy: Alenę, która przyjechała z Sankt Petersburgu, bo dowiedziała się o jodze śmiechu w Indiach, a z niemałej oferty nauczycieli prowadzących kursy wybrała mnie. Viktorię z Ukrainy, Anię z Białorusi i sporo Polaków mieszkających na emigracji. I bardzo się ucieszyłem gdy dostałem po raz drugi zgłoszenie z Białorusi – tym razem od Kasi Rembezy, Polki, która akurat w tamtym czasie pracowała w Grodnie. Z kursu pamiętam jak Kasia rozmawiała z ukochanym w przerwie obiadowej po białorusku przez skype i od razu się czułem cieplej, weselej i bardziej międzynarodowo. A na samych zajęciach? No jak każdy na kursie pięknie się śmiała po swojemu i dziarsko prowadziła po swojemu, ale w zgodzie z naszymi kanonami. Za to pamiętam dobrze nasze następne spotkania z Kasią, która jak na osobę która porządnie chce się zajmować tym co robi, chętnie korzysta z każdej okazji kiedy może dołączyć do naszych zajęć czy praktyk. I tak chodziliśmy po lesie rozmawiając głębiej o życiu po zajęciach z seniorami na warszawskim Bemowie i w pewnym momencie Kasia zrobiła mnie i Anecie jeden z najpiękniejszych portretów fotograficznych, na którym po prostu pięknie wtapiamy się w cud świata. A w Koszalinie na naszą sesję stawiła się w rozszerzonym zestawie z mamą i partnerem dołączając do pocztu najbardziej roześmianych rodzin środkowoeuropejskich. Podziwiam Twój zapał i zaangażowanie Kasiu i przekazuję Ci głos!
***
Joga śmiechu??? Jak to? Ja to nie mam cierpliwości do tych wszystkich „jóg”, medytacji, kontemplacji, lewitacji…!!! To nie moja bajka! Ja to wolę żyć szybko, zarabiać, zaliczać kolejne projekty więcej, szybciej, mocniej dalej…
A jednak – wsiąkłam w to. 🙂
To jak to się zaczęło? Uczę sobie angielskiego na prywatnych zajęciach. I stwierdzam któregoś dnia, że w zasadzie nie jestem największym geniuszem językowym, ale straszną frajdę sprawia mi prowadzenie zajęć w przyjaznej atmosferze tak, aby moi studenci czuli się dobrze i byli pozytywnie doładowani.
Piszę licencjat o aktywności zawodowej osób starszych – to coś, co bardzo mnie interesuje i jest niesamowicie ważne.
A potem idę na magisterkę, zajmuję się bardziej „trendy” tematami marketingowymi i głęboko zakopuję w ziemię moją pasję do dwóch rzeczy: niesienia radości i pracę na rzecz osób starszych.
Idę sobie do pracy, gdzie wysilam się, naprężam i jakoś chyba nie do końca pasuję:)
Pracę rzucam, znajduję rewelacyjną organizację pozarządową na Białorusi, gdzie dopinam swego: prowadzę autorskie kursy na grodzieńskim Uniwersytecie Złotego Wieku.
Tutaj tonę pod ciężarem myśli i dylematów na temat tego, co kocham robić i tego, co da mi przysłowiowy chleb. Uff, dużo tego!
I jeszcze szukam fajnej metody, która mi pozwoli urozmaicić moje zajęcia.
Bam, dowiaduję się o jodze śmiechu Piotra! Nie zastanawiam się ani chwili, z marszu zapisuje się na kurs instruktorski.
Nie jest łatwo, po pierwszych zajęciach wybucham płaczem, bo czuję tłumione we mnie przez lata emocje.
Z perspektywy czasu widzę, że kurs jogi i znajomość z Piotrem, Anetą i innymi joginami śmiechu to jedna z najlepszych moich decyzji w życiu.
Po pierwsze, realizuję moją małą misję niesienia radości moim kochanym studentom, metrykalnie seniorom ale kto ich zna to wie, że słowo „student” lepiej do nich pasuje.
W maju 2017 roku poprowadziłam prawdopodobnie pierwszą na Białorusi sesję jogi śmiechu, gdzie w cudowny sposób połączyliśmy siły emerycko-młodzieżowe.
Pamiętam, jak podeszły do mnie dwie dziewczynki i spytały się, czy mogą się do mnie przytulić:)))
Potem nawiązałam rewelacyjną współpracę z warszawską Fundacją RAZEM, która umożliwiła mi prowadzenie zajęć w ramach Akademii Seniora, w Domu Lekarza Seniora oraz w Stowarzyszeniu Amazonek na Bielanach. Wraz z Piotrem i Anetą uczestniczyłam w wielkiej sesji jogi śmiechu, którą prowadzili w moim rodzinnym Koszalinie w ramach festiwalu „Integracja, Ty i Ja”. Jednocześnie zaczynam małymi krokami wprowadzać jogę śmiechu na wody korporacyjne – na moje pierwsze zajęcia przyszły tylko trzy osoby, ale ubaw był po pachy!!! Chcę więcej, więcej i więcej zajęć:)
Po drugie maleńkimi, drobniutkimi krokami uczę się własnej radości. Ciężka robota, nieprawdaż? Topnieją moje wewnętrzne lody, kruszą się bariery, kiedy bez przejmowania się tym, co powiedzą inni, mówię codziennie rano w windzie mojego biurowca „Miłego dnia” do wszystkich, których spotykam. Powoli przestaję się przejmować tym, co powiedzą moi klienci i współpracownicy, kiedy sobie z nimi troszeczkę pożartuję, nawet jak strzelimy jakiś błąd lub gafę:) Czasem aż sama sobie się dziwię, czy to nie jest nie w porządku, jeśli raz na jakiś czas prowadzę zajęcia za darmo, bo czuję, że korzyść niematerialna z godziny jogi śmiechu przewyższa tę materialną. Co najważniejsze, powoli zaczęłam wracać do moich marzeń. I powoli zaczynam siebie doceniać i akceptować.
A o czym marzę? O życiu chwilą, dbaniu o siebie, nieskrępowanej radości z przebywania z bliskimi i przyjaciółmi, o zakończeniu raz na zawsze przejmowania się tym, co inni sądzą na mój temat. Marzę o rozwijaniu moich doświadczeń trenerskich, zebraniu do kupy wszystkich moich kompetencji i zdobyciu się na odwagę na zmianę pracy i branży.
Nie mam zakusów na podbój świata z wykorzystaniem jogi śmiechu. Obserwuję to i widzę, że nie wszyscy są gotowi na przyjęcie stylu życia opartego na radości.
Chcę natomiast zmienić wiele własnych nawyków oraz marzę, żeby osobom starszym w Europie żyło się lepiej. Chcę dobrze wycisnąć każdą chwilę w moim życiu.
Joga śmiechu jest jedną z tych cegiełek, z których buduje dom mojej radości:) Dzięki!
Kontakt do Kasi: katarzyna.rembeza@gmail.com
PS Dla zainteresowanych jogą śmiechu istotna informacja: prowadzimy otwarty nabór na najbliższe kursy instruktorskie jogi śmiechu: zostały ostatnie miejsca na 23-25.3 w Warszawie i ciut więcej miejsc na 18-20.5 w Krakowie. Mamy też termin jesienny 12-14.10 w Warszawie. Więcej informacji tutaj. Z serca zapraszam!