-Kiedy dzieci miały się pojawić na świecie, myślałeś, że chciałbyś, żeby miały konkretną płeć?
-Oboje z żoną czuliśmy wdzięczność, że jest ciąża i że przyszła do nas nowa dusza, która chce się wcielić akurat w naszej rodzinie. Kiedy żona w ciąży ze starszą, Rozalią, miała iść na USG, podczas którego można określić płeć, miałem sen. Pojawiła się w nim dziewczynka i powiedziała: „Będę twoją córką, będę się nazywać Rozalia. Witaj, tato”. Byłem tak szczęśliwy, że to się potwierdziło, że od tego momentu nie chciałem, żeby był chłopak, bo tęskniłbym za tą istotą, która pojawiła się we śnie.
-A co jest najfajniejsze w byciu tatą córek?
-Cenne są te momenty, kiedy słyszę: „Kocham cię, tato”, na to druga: „Ja ciebie też kocham, tato”. Byłyby w stanie się pokłócić, która kocha bardziej.
Uwielbiam też bliskość fizyczną, usypianie. Mój ideał wygląda tak, że jedna leży na jednej mojej piersi, druga na drugiej, obie głaszczę, coś czytam, opowiadam, wymyślam albo słuchamy audiobooka. To są fajne chwile.
To, że któraś zaczyna sama jeździć na rowerze, że pływa samodzielnie w kółku, takie przełomy. Ale najbardziej cieszy uśmiech, to, że czuć, jak są szczęśliwe, będąc ze mną. Potrafię się też karmić tym, że jak puszczam je na plac zabaw, widzę, jak one się fantastycznie same albo z innymi dziećmi bawią, albo jak Rozalka nieustraszenie wspina się na najwyższe konstrukcje. Gdyby nie było mnie już na tym świecie jako człowieka, to, na co najbardziej chciałbym patrzeć z nieba, to właśnie moje szczęśliwe dzieci, także dorosłe.
Na zachętę fragment wywiadu, którego udzieliłem dorosłej sekcji bardzo fajnego pisma „Kosmosu dla Dziewczynek”. Mówię tam nie jako jogin śmiechu, ekspert tylko po prostu tata. Odsłaniam trochę naszego intymnego świata, z nadzieją, że kogoś zainspiruję, że można być rodzicem tak naturalnie, tak po prostu. Lub po prostu być bardziej Sobą. :). Lots of LOVE