Chciałbym Ci powiedzieć…. Teksty, które leczą. EBOOK Piotra Bielskiego
Pierwotna cena wynosiła: 77,00zł.55,00złAktualna cena wynosi: 55,00zł.
Nowa książka Piotra dostępna w przedsprzedaży.
Description
Chciałbym Ci powiedzieć przed snem, że przychodzi moment gdy czuję się dogłębnie samotny. Jednocześnie też wiem, że mam wokół rozsianych po kraju cudownych ludzi gotowych pomóc, posłuchać, zrozumieć, więc to nie jest całą prawdą, że jestem samotny, bo mam zdolność by tę samotność przerwać. A jednocześnie też jest jakimś istotnym doświadczeniem aktualna, choć powracająca emocja osamotnienia w które świadomie zanurkuję jak po skarb ukryty we wnętrzu. I tym skarbem jestem gotów dzielić się z całym światem. Przed nami piękna i soczysta wędrówka.
Gdy jest mi dobrze wiem głęboko w sobie, że Życie jest dokładnie takie jakie ma być. Ale przychodzi moment, gdy o tym zapominam. I pojawia się wizja lepszego, pełniejszego Życia. Oba te momenty są równie wartościowe. Akceptacja, afirmacja, dające spokój i zaufanie pogodzenie się. Ale i ta świadomość, że mógłbym przecież żyć jeszcze większą pełnią, bliżej siebie i bliżej innych, bardziej empatycznie, twórczo, efektywnie, doprowadzać do realizacji najpiękniejsze swoje pomysły, na wiekszą skalę a nie jak ten karaś w, może i pięknym, ale i oczku wodnym.
Mam dobry kontakt ze swoją pełnią i swoją pustką. Ze swoją celebracją Życia i swoją na nie niezgodą. I tym głosem mędrca i błazna w jednym, który to wszystko rozbraja („kogo niezgodą na kogo?”).
Znam tę myśl, jak żałosne jest miejsce w jakim jestem w porównaniu do miejsca w jakim bym chciał być, takie ziemskie konkrety, stan portfela, stan relacji, twórczość, którą „niedotwarzam” lub nie pokazuję. I wiem, że to miejsce w jakim chciałbym być ten inny JA kipiący szczęściem, miłością, twórczością, obfitością, jest iluzją umysłu, która odsuwa mnie od piękna obecnej chwili. Bo no tak weźmy ten moment, leżę sam nagi w hotelowym łóżku, grzejnik grzeje niemiłosiernie i nie wiem jak go uspokoić, gra zapętlony numer z Amelii przy którym napisałem już tyle tekstów, że aż Spotify zrobił w kolejnym roku mi z niego numer roku, w sercu czuję radość, że ktoś mnie przeczyta…coś poczuje, może napisze… to już jest tyle, to już jest pełnia. A przecież próbowałem Ci opisać moją pustkę.
Nie wiem czy ktoś mnie zrozumie. Ale nie powstrzyma mnie to przed wyrażeniem tego co chce się przeze mnie wyrazić. W porządnym dokładnie obserwowanym tu i teraz jest zbawienie. Napełnij ten moment jakością, nasyć kolorem, detalami, wnet zniknie samotność, rozbłyśnie pasja. Jak tęcza między Malborkiem a Tczewem, która tak ubarwiła monotonię jazdy pociągiem. Jak staję się piszącym się tekstem, znika samotność, jest działanie, jest Życie, jest MOC, nawet jak piszę o niemocy, o tym, że nawet porządnie nie sprawdziłem czy ten grzejnik można by jakoś spacyfikować. Bo mi się nie chciało, bo wolę leżeć nagi, nieprzykryty, ze zgodą na swoistą saunę w sypialni. Marzę o sobie, który sobie radzi, a jednocześnie przytulam tego co sobie nie radzi, jak moją lewą i prawą rękę.
Zbawienie jest też w konkrecie, uogólnienia to najwięksi ściemniacze. Boli zazwyczaj jedna rzecz, góra dwie, jak już trzy to istny urodzaj, ale nigdy nie boli wszystko. Napiszę Ci o moich bólach z nierealizowanego potencjału. Choćby takim, że niewiele robię z darem, który we mnie się obudził improwizowanego śpiewu. Parę lat chodziłem co tydzień do cudownego pianisty, który improwizował, a ja śpiewałem, głównie po angielsku, nie z głowy, z Ducha. Te teksty to były przekazy, sam byłem zdumiony głębią i lekkością tego. Chciałem zrobić koncert, ale wpadłem w długi, przerwałem jesienią zajęcia i nie wróciłem do nich. Ta Amelia mi przypomina o porzuconym marzeniu. Chciałbym się z Wami podzielić tym co kiedyś nagrałem ale nie wiem jak z dyktafonu na Facebook czy gdzieś przerzucić. Nawet nie pytań. Marzy mi się by ktoś mnie złapał za telefon i pomógł to zrobić.
Inny ból jest, że mógłbym mieszkać we wspólnocie, bliżej podobnie czujących ludzi, a mieszkam w normalnej polskiej wsi, i co, że przy lesie, rzece, ale rzadko ktokolwiek mnie odwiedzi, z sąsiadami tak tylko na dzień dobry i maks pogodę. Chciałbym mieszkać tam gdzie jak rzeka płynęłaby muzyka, gdzie by było dużo śmiechu, przytulania, level wyżej niż zwykłe „dzień dobry”, ale jak?
Mam też swoje inne bóle, takie intymne, że aż strach o nich mówić. Ale jak są to może warto. Bo nigdy takie coś nie jest tylko jednostkowe. Doświadczam bólu delikatnych mężczyzn, którzy mają trudność ze znalezieniem u partnerki czy u kolejnych partnerek zrozumienia dla swojej konstrukcji. Słyszymy, że mamy być inni, ogarnięci, a nie w kilku światach naraz, konkretni, a nie widzący wszystkiego plusy i minusy, silni i zdecydowani a nie tacy „żeńscy”. I nie chowając się za jakimś ogółem, sam widzę w sobie tego małego Piotrusia, który by chciał skulić się jak kot i nadstawić do głaskania, no muszę go dostrzec, przytulić by pojawił się inny obraz mnie, tego odkrywcy, zdobywcy, którego też w sobie mam. I w kolejnych relacjach mam do czynienia z kobiecą złością na mężczyzn, na bojaźliwych chłopców w nas, konkretnie we mnie, nie mogę się doczekać aż już zdam ten egzamin i stanę jak ten Shiva patrzący w oczy Kali, która wtedy schowa języki i nabierze potulności i blasku w oczach. Ale gdyby tak można było zdać go raz na zawsze. Ale drążę temat, boję się skrajnych emocji, wiem czemu (dzieciństwo welcome to), ale przecież mógłbym to zmienić. Dostrzec w tych złościach Życie, intensywność, głębie, ekscytację. No ale mam udawać kogoś innego? Na ten moment mam tego nowego przebłyski, ale tak zwyczajnie boję się nawet podniesionego głosu i góra raz na 5 razy powiem „nie mów takim głosem do mnie”, a pozostałe 4 zapadam się w sobie.
A propos zapadania się jak ja chcę przestać być przygarbiony! Gdyby to tylko było nieseksowne, ale jest jeszcze niezdrowe. Ale ciągle nie znalazłem sposobu by codziennie ćwiczyć, wdrożyć jakiś plan. Szukam dalej sposobu na siebie lub kogoś kto mnie zainspiruje. Nie, żebym leżał na kanapie, co to to nie ja, ja niemal codziennie długo spaceruje lub rowerem się zapuszczam głęboko w las, ale chodzi by znaleźć dla siebie fitness, który pokocham.
A największy ból mojej egzystencji po tym, że choć jesteśmy nieśmiertelną istotą to kiedyś wszyscy umrzemy, to taka polska proza, taka daleka od nominacji do Nobla, że ciągle operuję finansowo na poziomie wiązania końca z końcem z ryzykiem niezwiązania. Co zarobię zaraz znika, wzór po mamie wiecznie żywy, zarobek z dziś, pięknego warsztatu, poszedł na skarbówkę, 60 złotych zostało. Jutro pójdę za nie na kawę nad morzem i naleśnika. Ach pewnie powinienem włożyć to do skarpety, to będzie naleśnik bez kawy lub kawa bez naleśnika. Ale znów tak się ograniczać? Sam się z tego śmieję, z siebie śmieję. Z tej nieskończończonej boskiej świadomości, która odgrywa we mnie dramat jakiegoś żyjącego bylejak za byleco ograniczonego czy samego ograniczającego się człowieka.
No dobra, teraz mogę powiedzieć, że „nic co ludzkie nie jest mi obce” i nie będzie to frazesem. Przybijam piątkę lub przytulam jak chcesz z wdzięczności za doczytanie do końca. Jesteśmy bohaterami w podróży. Która w swej szarości, momentach pozornej beznadziei i chujowatości jest przepiękną boską symfonią.
***
Ta książka narodziła się spontanicznie. Bo to co spontaniczne płynie z serca, po prostu przychodzi, wydarza się, niemal bezwysiłkowo. Zaczęła się od posta, który opublikowałem w dzień przesilenia na moim Facebooku i na jednej grupie, dostałem znaczącą ilość wiadomości, komentarzy o tym, że dotknąłem czegoś ważnego, że moje teksty przynoszą ulgę, koją, uzdrawiają, leczą. Bo choćby samo poczucie, że nie jesteśmy sami, jest leczące.
Przyszła mi świadomość, że naprawdę mam dużo do dania. I kolejny raz widzę, że największą wartość dla świata mam taki w pełni autentyczny, odważnie mówiący o tym, z czym się mierze, świadomy, że to co indywidualne często bywa uniwersalne. Taki przykrawany, kierowany przez wewnętrznego czy zewnętrznego PR-owca może będę sympatyczny, ale nie mam tej mocy, napiszę coś miłego, o czym zaraz zapomnisz. A taki po prostu śmiało dzielący się swoim kosmosem mam szansę wywołać w Tobie coś głębszego. A może i coś humorem i autentycznością uzdrowić. I póki wiatr wieje, idę za tym śmiało.
Na książkę złożą się moje niepublikowane inne teksty terapeutyczne, wspólne, czułe wędrówki po krainie, gdzie już niczego nie musimy się bać.
Proponuję Ci w przedsprzedaży moją nową książkę. Otrzymasz ją jako EBOOKA 11 stycznia 2025 o godzinie 11:11.
O mnie:
Piotr Bielski – uzdrawiam słowem, obecnością i śmiechem, dodaję odwagi do bycia Sobą. Tu i tam jestem rozpoznawany z prowadzenia od 12 lat warsztatów Jogi Śmiechu, jestem autorem kilku książek w tym „Życia na Lekko. O tym jak radośnie być sobą” (wyd. SENSUS). Od 20 lat medytuję i pasjonuję się rozwojem osobistym. Jestem tatą 2 cudownych córek i celebruję w sobie ciekawe Życia i ludzi dziecko, które kiedyś zaprowadziło mnie na studia doktoranckie z socjologii, a dziś mówi bym podzielił się tą książka.