Życie na Lekko -KSIĄŻKA z dedykacją autora
60,00zł
Piszę by wzmocnić blask w Twoich oczach!
Piszę, bo jestem. Jestem, bo piszę. Piszę dla siebie. Bo czuję się szczęśliwszy, gdy napiszę. Trochę tak, jak po megafajnym spotkaniu, niespodziewanym obfitym przelewie lub po prostu po dobrym seksie. Nie umiem wysiedzieć zbyt długo przy biurku, więc piszę „po polsku” — metodą spontanicznych zrywów powstańczych. Dużo się ruszam, śmieję się, także zawodowo, skaczę po kałużach z moimi córeczkami, jeżdżę w kółko na rowerze, a najchętniej, jak jest ciepło, co godzinę dawałbym nura do rzeki. Dlatego mieszkam w lesie. Pięć minut od rzeczki, która właśnie wylała.
Ale nie piszę tylko dla siebie. Uwielbiam być w przepływie i w kontakcie z Czytelnikami i Czytelniczkami. Piszę tak ciut „dżenderowo”, bo wiem, że czyta mnie więcej kobiet. Walczę z sobą, by wszystkiego od razu nie wrzucać na swojego Facebooka. Bo ja jestem z tych, którym bliżej do rozwolnienia niż zatwardzenia. W sumie to już nie walczę. Trochę się tylko pilnuję. I nawet już wiem, co jest na teraz, a co na potem.
O czym piszę w tej książce? Jakkolwiek to zabrzmi banalnie, po prostu o Życiu, którego nie pozwolę redakcyjnej korekcie sprowadzić do małych liter. O tym, jak wraz z żoną zrezygnowaliśmy z dwupokojowego mieszkanie w Warszawie przy samym metrze dla prostego działkowego drewnianego domku w sosnowym lesie — i dzięki temu mamy na co dzień to, co wszyscy nasi sąsiedzi fundują sobie tylko na weekend. O byciu tatą dwóch cudownych dziewczyn i pozwoleniu sobie na to, żeby moje Życie mogło być cudowne bez męskiego potomka. Ale i o potrzebie bycia w swoim plemieniu. Bo kocham kobiety, ale mężczyzn trochę mi brak. Nieżyjącego taty, który nawet gdy żył, raczej bywał, niż był. Przyjaciół, którzy czasem się pojawiają, a czasem o to, gdzie się podziali, trzeba by zapytać świętej pamięci Ciechowskiego. Nawet naszemu kotu żona obcięła jaja. Ale chociaż przez kilka miesięcy miałem satysfakcję, że jest nas dwóch. A skubany dalej poluje, i to aż za dużo. O tym też będzie: jak być sobą, jak nie dać sobie tych jaj obciąć — z perspektywy wegetarianina (od 20 lat) mającego we krwi Non-Violent Communication.
Dotknę też tematu odchodzenia. Wizyt u jedynego żyjącego męskiego przodka, 92-letniego dziadka, który przeżył swojego syna, by wnuk wydobył go z ciemnej nory zbieracza i wsadził do pełnego kobiet, niedoskonałego przedsionka raju, gdzie dziadek panie masuje i znów wyciąga harmonijkę. Ale będzie też o pogrzebach wiewiórek i motylów cytrynków, wyprawianych z moją starszą córą Rozalką. I o tym, jak się wkurzyłem, gdy żona powiedziała naszemu trzyletniemu dziecku, że jego rodzice wylądują kiedyś w kompostowniku jak obierki. A teraz jej dziękuję, że moja córka, w odróżnieniu ode mnie, śmierci się nie boi. W ogóle trochę — z miłością — obsmaruję żonę, bo naprawdę jej się należy.
Będzie też o codzienności i tym uczuciu, że wszystko jest naprawdę kosmiczne. O tym, jak w piątek dzwoni Krzysiek, we wtorek zdejmują wizy, a w środę ląduję w Los Angeles. I o tym, jak mając 38 lat, nagrywam swój pierwszy utwór muzyczny i nagle zaczynam wierzyć, że niestandardowa kariera muzyczna może być moim udziałem. Postaram się też dać trochę praktycznych zachęt, by nie być sknerą, który trzyma cały swój dobrostan dla siebie. Więc będą jakieś tropy i wskazówki. Nie będzie to poradnik, bo raz, że nie przepadam, a dwa — to żywe historie są moją najmocniejszą stroną. Ja jestem od Życia. Teorie zostawiam innym.
UWAGA! Treść dedykacji trzeba dodać w komentarzu do zamówienia.