Skip links

Jogin śmiechu spotyka misjonarki

SONY DSC
„Czy wie Pan kim jest Jezus?” – zatrzymały mnie dwie młode dziewczyny tuż przy Uniwersytecie na Krakowskim Przedmieściu.
– „Jezus?”- zszedłem z roweru, wziąłem głębszy wdech i spojrzałem im w oczy – „no w Polsce chyba każdy zna Jezusa” – uśmiechnąłem się do nich.
– „Nie każdy!” – odparła stanowczo jedna z nich, blondynka w okularach z dużymi czarnymi oprawkami- „zresztą tutaj ludzie wcale nie znają Jezusa, myślą, że wystarczy chodzić od święta do kościoła”.
– „No ja tak nie myślę” – odpowiadam tak stanowczo jak tylko potrafię.
– „To dobrze, zresztą młody jesteś to przejdę na ty”- włączyła się długa, smukła brunetka z poważniejszą miną od koleżanki- „ale czy w takim razie często myślisz o tym, że dwa tysiące lat temu ktoś za ciebie umarł?”
– „Wiem, że teraz nie potrzebuję by nikt za mnie umierał, wolę by ludzie żyli i byli szczęśliwi” – zacząłem odpowiedź po czym się zatrzymałem- „zresztą skupiam się na boskości w każdym człowieku, boskości ucieleśnionej” -wystrzeliłem- „boskości w tobie” -spojrzałem na misjonarkę brunetkę- „i boskości w tobie” -spojrzałem na misjonarkę blond- „no i boskości we mnie” -nagle zacząłem się głośno śmiać i czułem, jak bije mi serce i śmiech płynie mi głęboko z brzucha.
Dziewczyny zaczęły głośno śmiać się ze mną i chyba na moment zapomniały, że są na całkiem poważnej misji, ten cudowny moment trwał niezłą chwilę.
SONY DSC
– „To ciekawe” – powiedziała brunetka by jakoś wyjść z kłopotliwej sytuacji.
– „No to nieźle tak masz”– powiedziała misjonarka blond po czym znów spoważniała, w czym wtórowała jej koleżanka – „a Biblię czytasz regularnie?”
– „Czytałem jako dziecko Stary Testament i nie mogłem wtedy spać, teraz tylko czasem wracam do Psalmów czy Nowego Testamentu, ale moja droga do Boga wiedzie nie przez intelekt i lektury tylko przez chwilę obecną, żywe doświadczenie obecności, wdzięczności i radości” – powiedziało mi się.
– „Trzeba stale czytać Biblię, to jedyna droga by dostąpić zbawienia” – brunetka wręczyła mi ulotkę i nabrała pedagogicznego tonu- „przyjdź na nasze spotkanie, a tu masz nowe, poprawione tłumaczenie Ewangelii”.
„Jak będę potrzebował zgłębić się w Biblię, to na pewno Was znajdę” – odpowiedziałem- „na ulicy albo na facebooku, ale teraz skupiam się na mojej misji szerzenia radości i śmiechu, weźcie moją ulotkę jakbyście miały zbyt dużo stresu w waszej misji i chciały się pośmiać” – podaje im i odjeżdżam.
I tak jechałem sobie dalej, aż złapałem dętkę. Zostawiłem rower i teraz idę. Znów czuję, że nie tak miało być, jak jest, ale sobie tłumaczę, że przecież wiem, że wszystko miało być tak jak właśnie najwyraźniej teraz jest i to się nazywa zaufaniem. Zaczynam się śmiać. No nie chce się jakoś, ale się śmieje. Chociaż chwilę pośmieję się z siebie.
SONY DSC
PS
Pewna osoba ostatnio mnie zapytała: czy jak się tyle śmieję, to czy nie zafałszowuję świata, czy daję dostęp do siebie smutnej stronie życia by żyć pełnią życia? Oj daję, choć świadomie ograniczam, bo i tak jest tego tak dużo, że jak nie oknem, to drzwiami się dostanie. Dopuszczam do siebie smutek z powodu braku pieniędzy i pozwalam sobie na śmiech by go uszanować, pozwalając mu odejść. Staram się jednocześnie by myślenie o pieniądzach nie zepsuło jakość mojej praktyki. Doktor Kataria przecież przez 5 lat uczył za darmo jogi śmiechu jeżdżąc po całych Indiach -powtarzam sobie. Ale miał oszczędności, których ja nie mam – i już śmieję się z usprawiedliwieniem. Mam takie marzenie, że będę mógł robić to co kocham, najlepiej jak potrafię, a ludzie będą sami z siebie mnie hojnie wspierać z poczuciem, że ta hojność do nich wróci. W sumie mógłbym żyć bez pieniędzy, gdyby ludzie przynosili mi wegetariańskie jedzenie, bilety kolejowe w potrzebnym mi kierunku czy dajmy na to, ekologiczne środki czystości.
A wracając do smutku, mieszkam przy samym kościele, gdzie co pół godziny biją dzwony, a jak otworzę okno to słyszę ten jednostajny ton głosu, który wystarczy usłyszeć przez chwilę by przypomnieć sobie, że życie może być, delikatnie mówiąc, nie do śmiechu. Ale w takich chwilach zwątpienia, którego najlepiej jest mieć jak najmniej, bo to niszczy, staram się nie zapomnieć o tej boskości wewnątrz nas, którą poczułem tego popołudnia wraz z koleżankami misjonarkami, a także z wieloma z Was na sesjach jogi śmiechu i zaczynam się śmiać. Może nawet tak jakby Bóg śmiał się do samego siebie i z samego siebie.
SONY DSC
Niniejsza opowieść odzwierciedla moje prywatne poglądy i nic więcej :). Naturalnie nie przekazuję ich w formie werbalnej w trakcie zajęć jogi śmiechu będącej prostą praktyką dla zdrowia 🙂
fot. PB (z Bombaju)