Niemal każde zajęcia jogi śmiechu zapewniają mi uczestnictwo w niezwykłym rytuale przemiany. Na początku jest poważnie, ludzie niekoniecznie wiedzą czego się spodziewać, a publiczne śmianie się uchodzi z jedną z najbardziej wstydliwych czynności. „Oj co o mnie pomyślą ci tak ważni, nieśmiejący się ludzie, jak zobaczą, że się śmieję?” – słyszałem nieraz lub wyczytywałem z poważnych min. Na początku tłumaczę, najkrócej jak się da, że chodzi o praktykę dla zdrowia i wewnętrznej pogody ducha. Mówię, że będziemy śmiać się wszyscy, więc nie musimy się wstydzić naszego śmiechu. Lubię też dodawać, że dzieci śmieją się 400 razy dziennie, a dorośli nędzne 10 czy 15 razy. Zaznaczam, że możemy śmiać się spokojnie tyle co dzieci lub choćby 10 czy nawet 20 razy mniej niż one i jednocześnie zachować wszystko, co dobre, co niesie dorosłość: odpowiedzialność, wolność, pieniądze i możliwość poważnych rozmów na poważne tematy… I potem obserwuję jak zachodzi przemiana, pierwsze osoby nie wytrzymują i się śmieją, podążają ufnie za tym co proponuję z czasem podąża cała grupa. Czasem pojedyncze osoby mają włączony przycisk oporu i nie wykonują ćwiczeń, ale zazwyczaj i one w końcu nie wytrzymują i wybuchają śmiechem.
Mówię o tym teraz, bo najbardziej mogłem poczuć taką przemianę wczoraj w Warszawie na Woli prowadząc sesję jogi śmiechu z grupa seniorów na szpitalnym oddziale geriatryczno-psychiatrycznym. Wystarczyło wejść tam i poczuć, że jest to miejsce nie do śmiechu. Nawet jakieś małe obrazki z pejzażami nie potrafiły przykryć przykrego poczucia, że jednak jesteśmy w szpitalu. Jak wszedłem do sali, grupa już czekała. Na krzesełkach, najchętniej przy ścianie, trochę poukrywani. Zacząłem snuć swoją opowieść o Indiach, jodze śmiechu, doktorze Katarii, moich przygodach z prowadzeniem zajęć po Polsce i wizycie w więzieniu. Kilka pań skrzętnie robiło notatki, ktoś ziewał, w niektórych oczach wyczuwałem lęk. Zapytałem czy chcą sesję na krzesełkach czy w ruchu? OK, niech będzie na krzesełkach, ale poprosiłem o wyrzucenie pustych krzesełek i uformowanie kręgu. Udało się. Najpierw powitanie – podanie ręki, ale patrząc sobie w oczy i uśmiechając się. Potem poprosiłem by każda z osób powiedziała jak się nazywa i dodała „ha, ha, ha!”. Potem by dokończyła zdanie „wielką przyjemność sprawia mi…” i znów „ha, ha, ha!”. Po drodze „wielka przyjemność” stała się przyjemnością, aby na koniec zamienić się w skromne „lubię”, „ha ha ha” też się gubiło, ale zatrzymywałem i przypominałem.
Zwróciłem uwagę, że prawie każda osoba pytana o przyjemność wskazywała na śpiew? Zapytałem, czy znają coś wesołego? I zaśpiewaliśmy wspólnie „Szła dzieweczka do laseczka, ha ha ha”, klaszcząc i śmiejąc się wspólnie na „ha ha ha”. Zrobiło się naprawdę miło i poczułem, że joga śmiechu na krzesłach też się świetnie sprawdza. Okazało się, że na krzesłach mogę wykonać wiele ćwiczeń, które używam na co dzień w formie ruchowej, na przykład samochody nie muszą wcale jeździć by zatrzymać się na czerwonym świetle i śmiać się. Dwie panie były bardzo poważne, ale z czasem miały przerwy, w których zapominały o swojej powadze. Nie chciały klaskać, więc dla niej wszyscy śmiać się z naszych bólów by bolało mniej. Na koniec wszyscy mówili o dużym rozluźnieniu, radości, spokoju. Jedna z pań nawet zaczęła płakać ze szczęścia.
W szpitalu miałem jeszcze okazję spotkać się z jeszcze jedną grupą pacjentów leczących się z depresji, bądź nerwic, ale już młodych osób i w wieku średnim. Jeśli chodzi o śmianie się i atmosferę radości, ta grupa jakoś specjalnie nie różniła się od moich grup warsztatowych. Nie trzeba ich było namawiać do śmiechu, a jedna z uczestniczek zapowiedziała, że wybierze się na mój warsztat i klub śmiechu w Parku.
Zrobiłem zdjęcia z sesji: na tych, które publikuję są tylko ci uczestnicy, którzy się zgodzili na publikację na mojej stronie, w rzeczywistości grupy były dużo liczniejsze.Chętnie tam wrócę i odwiedzę inne szpitale, i tam może być do śmiechu!
Dziękuję Gosi Piskorek i kierownictwu placówki za zaproszenie do prowadzenia zajęć na oddziale dziennym rehabilitacji psychiatrycznej i oddziale psychiatryczno-geriatrycznym przychodni ZOZ przy ul Leszno 17 (Warszawa Wola).