Skip links

Śmiech, muzyka i łzy. Relacja z Europejskiego Kongresu Jogi Śmiechu w Lizbonie (17-20.10.2013)

1
Pierwszego dnia wziąłem udział w zaawansowanym warsztacie dla nauczycieli, który prowadził doktor Kataria. Grupa uczestników bardzo ciekawa, sporo osób z Włoch, Francji, Niemiec, ale też z Izraela, USA, Kanady a nawet Brazylii. Zauważyłem dwie ciekawe rzeczy: byłem jedynym uczestnikiem z dawnych demoludów czyli Europy Środkowo-Wschodniej i co ciekawsze, z moimi 31-latami mogłem być nawet najmłodszym uczestnikiem, a większość biorących w szkoleniu nauczycieli to osoby powyżej 50 roku życia. Wrażenie to uległo zmianie w trakcie kolejnych dni konferencji za sprawą całkiem dużej grupy młodych uczestników, szczególnie z Portugalii, ale mówię o tym by podkreślić, że na świecie seniorzy stanowią jedną z najważniejszych grup jogi śmiechu.
ja w Lizbonie
Doktor zapowiedział, że czas rozpocząć nowy etap w historii jogi śmiechu i na szerszą skalę włączyć w nasze sesje śpiew, ruch i taniec które łącznie ze śmiechem nazywa „czterema żywiołami radości”. Oczywiście śpiewać każdy może, ale nie znaczy to by robić to od niechcenia, nie oceniamy śpiewu innych, ale śpiewamy z zaangażowaniem, z serca. Twórca jogi śmiechu proponował też osobom, które mają problem ze śpiewem by chociaż nuciły to już krok w dobrą stronę.
2
Doświadczyłem też cudownej medytacji „logowania się” czyli łączenia się z naszym nieskończenie wielkim potencjałem. Doktor bardzo lubi używać komputerowego języka: twój umysł to zwykły komputer z 4MB RAM, a dzięki podłączeniu się do Internetu możesz korzystać z nieskończenie większej wiedzy i pojemności pamięci wszystkich zalogowanych komputerów świata. Podobnie my medytując wychodzimy ze swoich ograniczeń, otwieramy się na intuicję i nieskończenie większe możliwości! Jogę śmiechu wraz z medytacjami relaksującymi doktor porównuje do software’u, Internet Explorera lub Mozilla Firefox za pomocą którego nawigujemy po świecie, a „ho ho ha ha ha” to nasze hasło do „zalogowania się”. Doktor kilkakrotnie podkreślał, że nasz umysł ma moc nadawania znaczenia każdemu wydarzeniu i szczęśliwi ludzie wcale nie doświadczają mniej trudnych doświadczeń niż nieszczęśliwi, tylko inaczej na nie reagują. Zachęcał nas do codziennej praktyki rozpoczynającej się od medytacji dynamicznej, jaką jest joga śmiechu, a zakończeniu jej w formie medytacji siedzącej z koncentracją na oddechu i dźwięku. Tę prostą formę medytacji siedzącej, której nauczył mnie dr Kataria w Lizbonie, włączyłem do programu moich nowych 3-godzinnych warsztatów i kursów liderskich.
3
Jedna z dyskusji na warsztacie dotyczyła tego, jak dzieci reagują na fakt, iż ich rodzice zamiast pracować w szanowanych zawodach typu lekarze czy prawnicy, zajmują się jogą śmiechu. Uczestniczka z Izraela żaliła się, że koledzy z klasy jej syna, jeśli chcą mu dokuczyć, pozwalają sobie na niewybredne żarty z jego śmiejącej się po parkach mamy. Ana z Portugalii z kolei opowiedziała, że jej córka jako małe dziecko uwielbiała jogę śmiechu, lecz gdy zaczęła dojrzewać, zaprzestała uczestniczenia w klubie śmiechu i zaczęła się wstydzić szalonego zajęcia mamy. Wtedy Ana wpadła na genialny pomysł: zaproponowała swoje zajęcia szkole córki, na co szkoła przystała. „Teraz gdy wszystkie jej koleżanki chodzą na moje zajęcia i mnie lubią, także moja córka zaczęła chodzić i już się nie wstydzi mamy” – opowiadała.
Po zaawansowanym warsztacie dla nauczycieli jogi śmiechu, przez 3 dni uczestniczyliśmy z Anetą, moją żoną i liderką jogi śmiechu, w konferencji pełnej warsztatów praktycznych, jak i seminariów np. na temat jogi śmiechu w biznesie czy w pracy z seniorami. Wszystko zaczęło się od olbrzymiej sesji jogi śmiechu połączonej z muzyką prowadzonej przez Kulę, doświadczonego lidera jogi śmiechu i multiinstrumentalistę, który ma też wspaniałe wyczucie rytmu, a do tego wspaniały kontakt z ludźmi.
7
Jednym z najważniejszych doświadczeń dla mnie był udział w warsztacie Richarda Romagnoliego, nauczyciela jogi śmiechu z Włoch, który został przez dr Katarię mianowany „ambasadorem jogi śmiechu na świecie”. Richard opowiedział nam swoją historię, która jest tak ciekawa, że muszę się z Wami nią podzielić. Przez wiele lat świetnie zarabiał jako iluzjonista robiąc magiczne show w Disneylandzie i na luksusowych statkach ale czuł, że to pompowało jego ego, ale wewnętrznie go wypalało. Zaczął szukać głębszego sensu i poznał mistrza duchowego z Indii – Sai Babę i postawił wszystko na duchowość. Wraz z żoną po jakimś czasie sprzedali dom i postanowili zamieszkać wraz z małymi dziećmi w Indiach. Richard pewnego dnia zobaczył w indyjskiej telewizji dr Katarię i tego samego dnia znalazł jego książkę w supermarkecie. Nazajutrz znalazł stronę internetową i dodzwonił się bezpośrednio do Katarii i za kilka dni był na kursie nauczycielskim w tym samym pięknym ośrodku pod Bangalore, gdzie i ja się uczyłem. Po powrocie do Puthaparthi, gdzie mieszkali – miejsca które co roku odwiedzał ponad milion wyznawców Sai Baby, założył tam klub śmiechu, w którym brały od razu udział setki osób. W krótkim czasie przeszkolił kilkuset liderów i doktor zaprosił go by asystował mu w tournée po Indiach. Czuł, że znalazł swoje miejsce na świecie żyjąc w Indiach – tylko musiał wrócić wraz z rodziną do Włoch by przedłużyć wizę. W konsulacie w Mediolanie dostali wizy na kolejne 4 lata bez problemu, wsiedli w samolot do Bombaju i tam niski celnik z podkręconym wąsem pokręcił głową i wstemplował na wizie „canceled” (anulowane). Kazał im natychmiast przejść do samolotu powrotnego mówiąc, że ich rzeczy już zostały z powrotem skierowane do Włoch. Powodów nie podał. Richard zaczął tłumaczyć celnikowi, że ma nową ważną wizę, a w Indiach przyjaciół i firmę -nic nie skutkowało.
4
„Wtedy usłyszałem wewnętrzny głos- wspomina Richard-, że przyszedł czas bym naprawdę wykorzystał w życiu to czego uczyłem się na drodze duchowej” . Pokłonił się celnikowi głębokim namaste i grzecznie zawrócili. Całe Indie cudowne również w swojej nieprzewidywalności. Ja nie miałem takich doświadczeń w Indiach, ale też podróż po tym kraju nauczyła mnie większego spokoju, zaufania do tego, co się dzieje i absolutnego poddania się temu.
Szczęśliwie okazało się, że Richard jest potrzebny we Włoszech, zaczął prowadzić warsztaty dla liderów aby ich do-energetyzować. Faktycznie udział w jego warsztacie był dla mnie głębokim doświadczeniem, choć było chyba więcej łez niż śmiechu. Planuję zaprosić Richarda wiosną do Polski z warsztatami, gdyż mam poczucie, że wspaniale rozumie on wewnętrznego ducha śmiechu i potrzebę pełnej autentyczności w jodze śmiechu.
5
Aneta miała z kolei szczęście trafić na warsztaty, w których było dużo śmiechu, z cudownie roześmianymi osobami: Maartenem z Amsterdamu, clownem i nauczycielem jogi śmiechu zawsze w kolorowych spodniach z szelkami, Arlette, kipiącą energią pielęgniarką z Portugalii czy Rafaellą z Włoch, która choć wcale nie znała angielskiego i nie do końca ogarniała to co się dzieje to zawsze zgłaszała się na ochotniczkę do ćwiczeń czy odliczania czasu mówcom i wybraniała się niezwykłym śmiechem. Aneta mogła też podszkolić nieco swój angielski, biorąc udział w warsztacie prowadzonym przez Danny’ego Singha, który mieszkając we Włoszech opracował świetną metody uczenia angielskiego łącząc jogę śmiechu i pracę z ciałem z nauką języka (www.laughnlearn.net).
6
Ja zaś ciągle miałem pewien niedostatek śmiechu (ha ha ha!), bo drugi warsztat na który trafiłem również był dosyć głęboki, słuchałem jak joga śmiechu zmieniła ludziom życie i jakie ciekawe rzeczy robią kluby śmiechu na świecie, ale ćwiczeń było trochę mniej, choć jestem wdzięczny za krowę i świnię, które nauczyłem się od włoskiej ekipy. Końcową, godzinną sesję jogi śmiechu mogłem poprowadzić osobiście,co było dla mnie dużym wyróżnieniem. Zdecydowałem się pokazać dwie moje ulubione sekwencji ćwiczeń i dbać o zachowanie rytmu, umożliwiając wszystkim chętnym zademonstrowanie swoich ćwiczeń. Najbardziej aktywne były dwie koleżanki z Izraela, które łączą jogę śmiechu z tańcami w kręgu i jak im oddałem głos to tak się świetnie bawiły i rozpętały tak totalne szaleństwo, że trudno było przerwać by dopuścić szwajcarską nauczycielkę, która od kilku minut czekała. Jak widzicie rola prowadzącego tak do mnie przylgnęła, że nie mogłem do końca tak się rozpuścić we własnym śmiechu, ale na wszystko przyjdzie czas. Teraz cieszę się, że znam sporo nauczycieli jogi śmiechu z całego świata, oczywiście wszyscy zapraszali do siebie np. na sesję śmiechu na barce w Gandawie (Belgia) czy kolejną konferencję we Włoszech. Dziękuję za tyle cudownych doświadczeń.
video z portugalskiej TV z mega-sesji śmiechu tutaj
zdjęcia: organizatorzy konferencji, źródło tutaj