Skip links

O magii i futbolu czyli jak spotkałem Filipa Chajzera!

Kochane i Kochani, Życie jest naprawdę niesamowite!  Jakieś 2 miesiące temu pisałem na moim facebooku Jogin Śmiechu, że mam dużą chęć poznania Filipa Chajzera. Bo uważam go za najbardziej pozytywnego polskiego dziennikarza i chciałbym zainteresować go tematem jogi śmiechu. Wówczas w dzień, gdy rano napisałem e-maila do menedżerki Filipa na który do tej pory nie dostałem odpowiedzi, spotkała mnie inna miła przygoda. Niespodziewanie gdy wyszedłem z mich porannych zajęć gimnastycznych trafiłem w kadr fotoreporterów TVN, którzy czekali na gościa mającego coś powiedzieć o przypadających tamtego dnia maturach. A ja jak to ja, spytałem co będą nagrywać i czy przyda się im jeszcze jeden ekspert i ku zadowoleniu reporterki opowiedziałem jak praktyka ćwiczeń jogi śmiechu może pomóc w zmniejszeniu stresu i wyzwolić kreatywność również przed ważnymi egzaminami takimi jak matura… Potem temat poznania Filipa Chajzera odstawiłem na bok i wyobraźcie sobie: jest wtorek 19.6, siedzę sobie jak miliony Polaków ze znajomymi w jednej z tysiąca pizzerii w Warszawie, gdzie można obejrzeć po 12 latach przerwy pierwszy mundialowy mecz biało-czerwonych. Niestety nasi piłkarze delikatnie mówiąc nie okazują się w dobrej formie ku rozczarowaniu także mnie, okazjonalnego kibica, który od 4 roku życia z nieżyjącymi już bliskimi – tatą, babcią i dziadkiem oglądał wszystkie mundiale, na które czekałem te 4 laty… Od początku meczu z tyłu filmuje nas kamerzysta TVN24. Kolega żartuję, że szkoda, że nie wziąłem roll-upa jogi śmiechu, bo miałbym promocje. I nagle z auta wybiega On: Filip Chajzer, akurat Polska traci drugiego gola, ja już nie patrzę na mecz, patrzę w stronę Chajzera, zaraz spotykamy się spojrzeniami… i zaraz Filip podstawia mi mikrofon.
„Dzisiejszy mecz pokazuje, że nie ma co szukać radości i nadziei na zewnątrz-opowiadam do kamery zupełnie spontanicznie jak natchniony – nasi piłkarze choćby bardzo chcieli wyraźnie nie są w stanie uczynić nas szczęśliwymi. Zresztą wadą futbolu jest, że nie wszyscy mogą wygrać, ta sporadyczna radość okupiona jest smutkiem kogoś innego, a ja bym chciał by wszyscy mogli być szczęśliwi. Prawdziwe szczęście można znaleźć w prostym życiu, medytacji, fajnych relacjach z bliskimi, rodziną, nie ogladając piłkę„.
„Tak, tak, tak! Dokładnie tak samo myślę! ” zawołał Filip, uściskał mnie mocno na misia, po drodze dodając coś jeszcze o innych, uśmiechniętych ludziach, którzy są równie fajni jak rodzina. „Mamy to! ” zawołał do kamerzystów i zniknęli… „Hej, to się działo naprawdę?”- pojawiła mi się myśl gdy usiadłem i znowu spojrzałem w ekran naszej, tego dnia tak jak prawie zawsze, mocno przeciętnej polskiej piłki.
Efektem naszego spotkania, o czym dowiedziałem się dopiero dzień później dzięki mojej kochanej żonie, która śledzi profil Filipa Chajzera, jest moja pointa w 5-minutowym zabawnym reportażu Dzień Dobry TVN o tym jak Polacy oglądają mecz, w którym ostatnie 30 sekund to właśnie nasza żywa rozmowa, uwieńczona pięknym uściskiem. Możecie ten materiał zobaczyć tutaj.
Dla mnie takie sytuacje to tak zwane puszczanie oka przez Opatrzność. Ufam, że nasi bliscy, którzy odeszli dalej nas wspierają . I dlatego od razu skierowałem miłość i wdzięczność w stronę mojej babci Ireny w piątą rocznicę odejścia, która przypadła akurat w meczowy dzień i w stronę Mirko Fernandeza Sancheza, przyjaciela i inspirującego towarzysza odcinka Drogi, który odszedł tego ranka i przez cały dzień myślami ze mną był.
To tyle by było historii jednego wtorkowego wieczoru. Doświadczenie to zainspirowało mnie do bardziej ogólnych rozważań. Nasz świat działa częściowo na zasadzie racjonalnej, a częściowo magicznej. To prawda, że wytrwała praca przynosi owoce, ale to właśnie dzięki tym magicznym nieprzypadkowym przypadkom możemy docenić siebie i to co robimy, nadać temu blask. Widzicie, czasami, głowię się i troję, by wymyślić coś inspirującego na mój fan page bo wypadało by jak nie codziennie to choć raz na kilka dni coś nieustannie wrzucać, a najfajniejsze historie, które mają największy odzew sympatii i serduszek wśród ludzi zdarzają się w sytuacjach pozornie „od czapy” gdy na przykład idę ze znajomymi na mecz lub moja córeczka nagle pokaże mi palcem na ciut upierdliwego sąsiada z kosiarką i nieszczupłym brzuchem „tata, patrz, pan Budda!”. Dlatego gdy zaczynam czuć trud, odpuszczam, a Życie same podpowiada mi nowe inspiracje. Bardzo to współgra z coraz popularniejszą ideą „work smart not hard!” czyli pracuj w inteligentny sposób, uważny, zrelaksowany, a nie zajeżdzaj się jak wół pociągowy bo w Życiu jest wiele ciekawszych rzeczy niż nawet fascynująca praca.
Przyszła mi tutaj jeszcze z pomocą bajka, którą uwielbia moja 2,5-letnia córeczka pod tytułem „Małe Królestwo Bena i Holly”. W tym zabawnym miniaturowym królestwie żyją postaci wielkości naszych paznokci – elfy i wróżki. Poważni duzi ludzie zaprzeczają ich istnieniu, ale za to dzieci wiedzą dobrze, że wróżki i elfy nie tylko żyją, ale i latają helikopterami czy mają własny system telefonii komórkowej. W każdym razie elfy i wróżki są całkiem inne, elfy uwielbiają ciężko pracować i wyznają racjonalizm, podczas gdy wróżki wolą cieszyć się życiem, a prawie wszystko potrafią wyczarować łącznie z jedzeniem czy pojazdami kosmicznymi. Sekretem elfów jest, że ich wielka fabryka zabawek napędzana jest magicznym paliwem, a elfickie zegary mające nadawać życiu racjonalny i zorganizowany rytm dostrajają się do dzwonów z wieży wielkiego zamku wróżek, które dzwonią gdy zarządzająca nimi wróżka jest głodna i zwołuje wszystkich na kolację. Podobnie w tej uroczej bajce stworzonej przez twórców popularnej „Świnki Peppy” tak i w życiu, najlepsze efekty przynosi połączenie wytrwałej pracy i świetnej organizacji elfów z odrobiną magii wróżek…
A w wypadku tej sytuacji z Filipem Chajzerem to ja też odrobinę pomogłem tej magii, jak pojawił się mój ulubiony dziennikarz, wstałem od stolika dosyć daleko położonego i podszedłem bliżej tak by mógł mnie zauważyć i magicznie skrzyżować spojrzenia. Nie mówiąc o tym, że wcześniej już miałem intencję by go poznać i wysłałem maila, który w skuteczności przegrał z wyjściem na mecz do lokalu, w którym jeszcze na kilka godzin przed meczem menedżer nie miał pewności, że telebim dojdzie na czas. Magia lubi by jej czasem pomagać. Lub jeszcze w kategoriach piłkarskich, zwyczajnie widziałem, że się pojawia fajna potencjalnie bramkowa sytuacja więc wybiegłem z obrony do przodu by w odpowiednim momencie przystawić stopę i zdobyć zwycięskiego gola. I do tego samego Ciebie zachęcam w ważnych dla Ciebie sytuacjach. Wtedy nawet pozornie przegrane mecze będą dla Ciebie zwycięskie!