Koszyk 0
Dziś o tym, co to znaczy, że joga to ścieżka serca i to, że jesteśmy na ścieżce. I tym, że to ile warta jest nasza praktyka, sprawdza się w tych niełatwych momentach.
Świeżo wróciłem z pięknego wyjazdu Happy Life z Kasią Bem (na zdjęciu) . Praktykowaliśmy tam bardzo dużo jogi i to w różnych stylach w cudownej scenerii, było dużo okazji do wspólnej medytacji, pracy z oddechem, poznania też innych ciekawych metod rozwoju w tym prowadzonej przeze mnie jogi śmiechu. Do niedzieli czułem się cudownie, sami wspaniali, pozytywnie nastawieni ludzie, a było nas tam około 100 osób. Aż do niedzielnego, ostatniego poranka, kiedy kończy się przepięknie prowadzona przez Kasię przez prawie 3 godziny poranna joga z medytacją i oddechowymi pranajamami. Czuję się
bosko
nastrojony do dnia, emanuję samym szczęściem i widzę, jak zbliża się do mnie jedna z uczestniczących w warsztatach kobiet. Mój nastawiony na same pozytywy i nakarmiony tyloma miłymi chwilami umysł przewidywał zasadniczo 3 możliwe scenariusze. Scenariusz A, że spyta mnie, czy mam jeszcze książki na sprzedaż. B, że spyta mnie o coś w rodzaju “a czy warsztat w Bydgoszczy to byś poprowadził?”. Scenariusz C, że chce po prostu podziękować, uściskać się lub coś innego miłego powiedzieć.
I co usłyszałem? ”Zabiję cię!” – zaczęła. O co chodziło? Na zatłoczonym parkingu w piątek z trudem znalazłem miejsce, utrudniając wyjazd jednemu samochodowi. Miałem w sobie spokój, że jest 90% szans, że ta osoba zostanie do końca, a jakby co to ktoś się spyta przy śniadaniu i przecież od razu przestawię. Pech chciał, że ta kobieta chciała wyjechać o 5 rano, nie sprawdziła poprzedniego dnia, a usiłując wymanewrować, z nerwów zarysowała sobie auto. I przyszła w silnych emocjach obwiniając mnie za całą sytuację. Wiem, że naprawdę nie chciała mnie „zamordować” czy „udusić”, ale w takich sytuacjach tego typu słowa ładują się niepotrzebnie ludziom do ust z automatu. Gdyby było tego mało, w tym czasie jak przeżywałem te trudne emocje, inna uczestniczka, niechcący nadepnęła na moje okulary leżące obok maty i niestety oprawki się złamały. Nagle w ciągu minuty mój spokój zaczął pryskać. Czułem się nagle w stanie „Boże jaki wujowy dzień!”.
Szczęśliwie głos we mnie mówił mi „spokojnie, będzie dobrze, to tylko wujowa minuta, zaraz się może wszystko odwrócić, zachowaj tylko spokój i nie buduj na tej podstawie ogólnych teorii o tym dniu czy Życiu”. Skorzystałem z pomocy innej uczestniczki, która widząc moment roztrzaskania oprawek, zaproponowała, bym wpadł po plasterek i w takich polepionych okularach wróciłem do domu. Przed powrotem zdobyłem się na coś, za co sobie jestem wdzięczny, zalepiłem jeszcze jedną ranę. Widziałem tę kobietę od samochodu i złapałem się na myśli „co za baba! Zepsuła mi humor na cały dzień!”. Od razu jednak zatrzymałem się. W takich sytuacjach warto zatrzymać ponure ciągi swoich myśli. Jestem pewien z kolei, że ona widząc mnie, myślała to samo „co za dziad, popsuł mi cały dzień!”. ”Jestem jogin lub nie jestem jogin” – pomyślałem- trzeba działać. Podszedłem do niej z uśmiechem „słuchaj, kochana — powiedziałem — mamy prosty wybór, rozstać się dziś we wzajemnej wściekłości lub wybaczyć sobie, puścić to. Proponuję, wybaczmy sobie nawzajem wszystko, tu i teraz. Oj, dała się uściskać! A ja miałem piękny dzień. Lots of LOVE