Skip links

Śmiejemy się na Woodstocku!

Obrazek
Woodstock 2013, fot PB

Kiedyś wyjazd na Przystanek Woodstock był moim największym marzeniem. Tylko, że rodzice nie pozwalali, a ja byłem zbyt grzeczny by mimo to robić swoje. Jak już byłem duży, wybrałem się do Żar, ale to już nie było to, bo po drodze zgubiłem glany i koszulkę Metalliki i stałem się poważnym, zaniepokojonym stanem świata młodym człowiekiem.
Obrazek
jedna z moich grup jogi śmiechu na Woodstocku w tym fajna ekipa z Litwy

Tylko, że ja się zmieniałem dalej, jak mniemam na lepsze, i festiwal również. Po iluś tam latach, jak wróciłem z Indii i zacząłem dzielić się darem jogi śmiechu, znów zamarzył mi się  Woodstock. Wyobraziłem sobie te dzikie setki tysięcy młodych duchem i poszukujących połączone w jednym radosnym śmiechu plus ja na dużej scenie sterującym tym zbiorowym szaleństwem!
Obrazek
kolejna grupa w namiocie BlaBlaCar w tym dziewczyny z Gruzji i Turcji i kolega z Katalonii

Jako, że teraz działam od razu w sprawie moich marzeń, od razu wysłałem maila do Fundacji WOŚP z propozycją. Dosłownie za 5 minut zadzwonił telefon. Dryń dryń, firma Bla Bla Car zaprasza mnie na Woodstock bym prowadził jogę śmiechu w ich namiocie. Jasne, świetnie, oczywiście, właśnie napisałem do Owsiaka… Uwielbiam takie magiczne zbiegi okoliczności, kiedy mogę poczuć, że jestem połączony ze światem poprzez innych ludzi, którzy słuchają moich myśli i żywo na nie reagują. Oczywiście jestem z tych co uważają, że nie ma przypadków, ale to zostawmy to na inną okazję.
Obrazek
a to może największa z grup?

Więc z przyjemnością przyjąłem ofertę BlaBlaCar, bo to w porządku firma. Zajmuje się takim zorganizowanym autostopem czyli car sharingiem, swata ze sobą kierowców i podróżnych, tak by miejsce w autach było dobrze wykorzystane. Popieram car sharing, bo dużo jeździłem stopem i swoje wystałem, szczególnie w Hiszpanii, a dzięki tego typu inicjatywom mamy to co najfajniejsze w stopie czyli ciekawych ludzi i przejazd bez czekania. Poza tym to bardzo ekologiczne: mniej samochodów musi jeździć, więc mniejsze emisje CO2, i klimat mniej cierpi.
Obrazek
z tej grupy 2 osoby zapowiedziały się na klub smiechu w Warszawie

Więc zmierzam na teren festiwalu i mijam samych wyróżniających się ludzi. Na krawężniku gra kolega wyglądający na szefa podkarpackiego albo dajmy na to, zachodniopomorskiego klubu miłośników LSD i zbiera na „powrót do innego wymiaru”. Inny gość zbiera na piwo, ale już zapomniał o gitarze. Duże grupy młodych z Niemiec, tam jakiś stary harleyowiec, a tu nagle dobrze zorganizowana rodzinka z namiotem Quechua i krzesełkami. Z przeciwnej strony idzie dziewczyna, może już pełnoletnia, a może jeszcze nie, na odsłoniętych piersiach napisała szminką „darmowe erekcje”. Znany sprzed lat aromat potu, błota, fajek, Toi-Toiów i alkoholu. Ale też i dużo uśmiechniętych ludzi, mających w sobie jakąś lekkość życia ot tak i pomimo wszystko.
Obrazek
Aż tak fajnie było?

Tylko tyle tych strasznych tatuaży, wiecie, kościotrupy, frankensteiny, krzyże i głębokie przemyślenia z brzucha w rodzaju „lepiej umrzeć na stojąco niż żyć na kolanach”. Do siedzących i leżących na krawężniku podchodzą księża i zakonnice pogadać może o Jezusie, a może i o piekle. Całodobowo działa wioska Kryszny, pogodni ludzie z kucykami nucą Mahamantrę. Zaprosili do Pokojowej Wioski Kryszny z koncertami zespół Wild Pig i Ulicznego Opryszka, by zbliżyć się do ludzi przymknęli oko na piwo i fajki, a w ich namiocie koncertowym czułem konopie chyba nie z kadzideł. Ale duży szacun dla Krisznowców bo bez nich wegetarianie, do których się zaliczam, nie znaleźli by tu nic do jedzenia, bo taka świecka Wege-wioska z kolei ograniczyła się do walki z futrami.
Obrazek
No a mieliśmy wszyscy wystawić języki!

Zawrotną karierę robi idea free hugs. Z tym, że niektórzy chcący przytulać za darmo ledwo stoją na nogach. Inni zaś na kartonie z „free hugs” dodają, że szukają żony, a inni wypaczają ideę chcąc przytulać za piwo. Pytałem się siebie, czy jogę śmiechu też czeka taki los?
Obrazek
A takią fajną reklamę mi zrobili w BlablaCar, trzeba było dopisywać kolejne godziny 🙂

I tak totalnie akceptując wszystkich i wszystko, doszedłem do namiotu BlaBlaCar i tam już zostałem w trybie prawie non stop prowadząc sesje jogi śmiechu. Nasz namiot mieścił się na terenie Akademii Sztuk Przepięknych w sąsiedztwie Biura Bezpieczeństwa Narodowego, które równolegle inscenizowało zamachy bombowe i uczyło jak rozpoznać w drugim człowieku terrorystę. Na głównej scenie ASP Wołoszański dzielił się swoim najnowszym pomysłem na to, jak moglibyśmy uniknąć drugiej wojny światowej. Nad całym ASP górował misiu ze skrzynek, którego postawił producent piwa będący sponsorem Woodstocku.
Obrazek
No i ja też stanowiłem część tego krajobrazu z moim śmiechem i cieszę się, że tam byłem. Chciałem pokazać, że można się dobrze bawić i świetnie czuć bez sięgania po flaszki i dragi. Chętnych nie brakowało i naprawdę panowała magiczna atmosfera, na co mam dowody w postaci zdjęć, ha ha ha :). Mogłem też odczuć, że Woodstock stał się międzynarodowym festiwalem, większość sesji prowadziłem równocześnie po polsku i angielsku, odwiedzili mnie ludzie z Gruzji, Litwy, Niemiec, Turcji, a nawet Barcelony czy San Francisco. Większość panów śmiało się bez koszulek, a niektórzy w samych majtkach.
A w tej grupie były przynajmniej dwie naturalne liderki klubów śmiechu!
A w tej grupie były przynajmniej dwie naturalne liderki klubów śmiechu!

Bałem się trochę wizyt pijanych Woodstockowiczów, bo nic tak nie psuje magii jogi śmiechu jak używki, ale z tych mających na bakier z pionem wpadł tylko jeden, odstawił na moją prośbę piwko, a nawet mi podziękował i zapytał, gdzie się można takich rzeczy nauczyć. A po całym dniu pracy wybrałem się posłuchać bandy Kusturicy i Marysi Peszek, która dzielnie starała się by publika krzyknęła za nią „nie kleknę!”, ale tej się za bardzo nie chciało. No to co Woodstock, widzimy się w kolejnym roku, siema! 🙂
Obrazek
A to była ostatnia grupa, jak widzicie śmialiśmy się do końca i jeden dzień dłużej…