Pisanie o duchowości jest dużym wyzwaniem dla wielu ludzi, tak jak komunikowanie tego co chce powiedzieć serce. Nie chcemy się narazić różnego rodzaju krzyżowcom, by nie odpalili przeciwko nam kolejnej krucjaty, wolimy mówić cichaczem, z niepotrzebnym wstydem, jakbyśmy puszczali drobne bąki, a nie chcieli z pełną otwartością głosić Prawdę. Znam to dobrze, też doświadczałem przez lata lęku przed otwartym praktykowaniem duchowości we wszystkich sferach życia i ponad wszelkimi sferami. Ale już dłużej nie potrafię się bać. Nie potrafię udawać, że będąc hipopotamem zmieszczę się w ogrodowej sadzawce. Chcę Oceanu!
Oczywiście nie wszędzie potrzeba mówić o duchowości tak jak wyznawanie miłości na pierwszej randce może nie zawsze być dobrym pomysłem. Od czegoś Opatrzność dała nam inteligencję, dlatego nieraz może dla dobra sprawy lepiej mówić językiem psychologii, nauki, mediów albo wszystko sprowadzić do dobrej zabawy. Ale właśnie poczułem, że sam będę miał tyle wolności ile sobie jej sam pozwolę dać, bo wszelkie ograniczenia sami tworzymy w swoich umysłach. Ten blog to moja przestrzeń i sam mogę podjąć decyzję o dobrowolnym samoograniczeniu. Ale też mogę podjąć decyzję o bardziej swobodnej ekspansji mojej energii. Czuję odpowiedzialność za każde słowo. Ale też wiem, że jest duża szansa, że to moja ostatnia inkarnacja na tej ziemi, więc nie mam czasu na rozdrabnianie się i udawanie, że jestem tylko małym gupikiem lub gumową kaczką. Posłuchajcie, co chce Wam powiedzieć moja dusza.
***
W głębi nie jestem tym facetem za którego mnie możecie uważać, Piotrem, urodzonym przed prawie 33 laty w mieście Łodzi, nie jestem ani jego ciałem ani umysłem. Jestem bardzo młodą duszą, która rzadko zaglądała na Ziemię, bo nie zawsze ją tu rozumieli i witali chlebem i solą. Przemówię do Was w formie męskiej bo tak będzie mi łatwiej wyrazić się przez Piotra, choć wiecie pewnie, że w świecie dusz nie bawimy się już w żadną płciowość. Wolałem przesiadywać w nieskończenie wielkim kosmicznym jacuzzi i tak pławiłem się w błogości latami, wiekami, może i mileniami, pozwalałem by grzała i unosiła mnie bez najmniejszego wysiłku cieplutka woda. Co jakiś czas przychodził do mnie jakiś inspektor i wołał: wyskakuj, wracaj na ziemię! A ja przeciągałem się i rozglądałem się wokół moimi kocimi oczkami: „czego chcecie ode mnie, człowieki?”. I nagle wyskakiwał z jacuzzi jakiś Ziutek czy Heniek: ja, ja, ja wrócę na tę ziemię!. Inspektor warczał na niego: co Kowalski, ty dopiero co wróciłeś stamtąd, nie zdążyłeś odsapnąć, a już chcesz tam wracać?. „A moja chałupa pod Kielcami?” – wołał Heniek. „Proszę bardzo!” – łaskawie zgadzał się inspektor i wysyłał go na Alaskę, a mnie dawał spokój, więc cieszyłem się bąbelkami. Potem pojawiał się znów inspektor, nadinspektor czy też inny pod i proponował mi Afrykę, Amerykę, a ja dalej, że mi dobrze w tych bąbelkach, a świat był tak idealny, że nigdy Ziutków chętnych do zjazdu na zjeżdżalni nie brakowało.
I tak odpowiednio długo wyczekałem, aż poczułem, że jednak wybiorę się na wycieczkę last minute do „country in Europe Poland”, bo nagle mi się przypomniało, że jednak tam do końca mojej Misji nie ukończyłem. Więc stanąłem przy zjeżdżalni. Widziałem wszystko: Tatry, Alpy, Himalaje, kobiety gotujące ziemniaki i ryż, mężczyzn kroczących za wołami orzącymi jałową ziemie. Słyszałem dzwony narodzin i śmierci, czułem zapachy początków i końców. Widziałem sekundownik mierzący czas. Czerwone światło. 30. 15. 5. Śmiałem się mocno na wszystkie 4 strony świata. Ho ho ho ho! Ha ha ha ha! Hi hi hi hi! Kurde, zielone, aaaaaaaaaaaaaa! Zjechałem. Upadłem. Nagle zaryczałem z bólu.
Od początku nie czułem się dobrze w tym ciele, w tym świecie. Odebrano mnie od razu na długą ciemną noc od mamy. Jak do niej wróciłem, ta biedna istota nie wiedziała jak takie małe z tego obmyć. Chorowałem dużo, bo tęskniłem za moim jacuzzi. Nie mogłem pojąć tego świata, bo cały czas miałem głęboko zakorzenione reguły z mojego kosmicznego jacuzzi. Tam wszyscy się mieścimy, nie ma moje, nie ma twoje, nie ma kto pierwszy. Więc w przedszkolu nie chciałem bawić się w policjantów i złodziei bo czułem, że zabawy tego świata nie są dla mnie. W szkole nie wiedziałem o co im chodzi z tymi zalotami, paczkami i wrogami. Coraz bardziej nie znosiłem tego świata a wraz z nim i siebie. Cierpiałem. Buntowałem się na niego. Wołałem, że go zmienię. Darłem się. Nikt mnie nie słyszał.
Czasem spotykałem tu i tam starych znajomych z mojego jacuzzi. Jedna taka, która na dłużej tu zagościła zdziwiła się widząc mnie: „Ty, tutaj, kochany! Jak na tym świecie się odnajdziesz, przecież ty jesteś atom-powietrze-atom a tu trzeba mieć w sobie trochę roślinek!”. Więc szukałem z pewnym oporem tej ziemi w sobie, najłatwiej mi było ją znaleźć w pięknych Ziemiankach. Próbowałem zrozumieć jak funkcjonuję ten świat. Chodziłem na filozofię, skończyłem socjologię, uczyłem się jego języków. Nagle uwierzyłem w religię „muszę”. Zacząłem tracić wolną wolę, a wraz z nią zdrowie, przestawałem wierzyć, że kiedyś byłem w jacuzzi. Chodziłem na intelektualne spotkania, gdzie jedni mądrzejsi od drugich boksowali się, czy jacuzzi istnieje czy nie. Znajomi patrzyli przerażeni jak odpowiadałem im „jakoś ciągnę”. Obserwowałem śmierć i uwierzyłem w bajkę, że jest realna. Aż przyszedł moment kiedy powiedziałem „dość!”. Zostawiłem wszystko, wyjechałem. Do krajów zimnych i ciepłych, do gór, pustyni i trzech oceanów.
Po latach wróciłem z tej długiej podróży z wolną wolą tworzenia nowego świata i pamięcią tego co było zanim spadłem tutaj. Ze światełkiem w oczkach zawołałem: „kochani, pokażę Wam, że jacuzzi naprawdę istnieje!”. Nagle zaczęli się pojawiać. Młodzi i starzy ze wszystkich czterech kierunków. Jakby policzyć to przypadło by po kilka kobiet na jednego mężczyznę, one częściej zachowały pamięć o jacuzzi. Niektórzy zaczęli nazywać mnie „mistrzem”. Głównie z miłością, ale czasem i z zawiścią. Przestraszyłem się trochę i zacząłem mówić: nie jestem żadnym mistrzem, jestem tylko takim sobie zwykłym gościem, który na chwilę przyszedł tu z jacuzzi i pamięta, że za każdą dodatkową minutę w tej suchej saunie się płaci.
By mieć spokój, który bardzo cenimy tam na górze, zacząłem mówić: ty też masz pamięć o jacuzzi, nie potrzebujesz mnie! Więc zaczęli mówić, że znają drogę do jacuzzi na skróty. Ale tylko nieliczni znali tę drogę lub inną równie dobrą, bo zbyt wiele dusz zbyt szybko wyskoczyło z jacuzzi by cokolwiek mogli pamiętać. Zobaczyłem też i takich co pod hasłem „jacuzzi” wciągają ludzi do zmywarki do naczyń. „Okej, okej” pokiwałem po indyjsku głową na wszystkie strony świata- tworzymy organizację, która pokaże wszystkim chętnym i na to gotowym znaną mi drogę do świadomości jacuzzi, która może być dostępna w każdej chwili. Będziemy szerzyć bezwarunkową radość, dobry kontakt z własnym wnętrzem i harmonijne zestrojenie ze światem bo to są wartości, które nas tam mogą zaprowadzić.
Prowadź nas! – zawołało parę osób.„Dobrze poprowadzę Was – odparłem- tylko nie przylepcie się do mnie zbyt mocno, zachowajcie otwarte serca i wolną wolę, cokolwiek by się działo, cokolwiek by mówiono, a będziecie bezpieczni”. Pojawiło się też paru handlarzy zmywarkami. „Ego, ego, ego!” -wołali z oburzeniem w rytm przedszkolnej wyliczanki „zakochana para, Jacek i Barbara”, pokazując na mnie palcami. „Żaden człowiek nie ma prawa orzec czym się różni zmywarka od jacuzzi” – napisali na transparencie i zaczęli zbierać pod tym zdaniem podpisy. „Nawet jeśli człowiek tak bardzo się pogubi, to dusza wie” – powiedziałem szanując moją energię tylko tym co chcieli słuchać. I tak dalej jeżdżę po świecie otwierając śmiechem kolejne drzwi i zapraszając do środka, już słyszę bąbelki.
***
Wiem, że wszystko jest po coś, także nasza ziemska osobowość. Poznałem ludzi, którzy się zdążyli w tym obszarze nieźle pogubić. Poczuli, że są duszami i totalnie nie umieli odnaleźć się w świecie materii. Inni dali się tak przygnieść materii, że negują istnienie czegoś więcej, uwierzyli, że są własnym opakowaniem. Wszystko jest po coś. Dobrze to pokazuje koncepcja 7 podstawowych czakr. Wszystkie są potrzebne. Trzeba umieć stanąć na ziemi, dostrzec w finansach energię i środek wzmacniania relacji, pozwolić sobie na swobodne tworzenie. Trzeba umieć wyznaczać granice i zakomunikować nienaruszalność swoich najgłębszych wartości by mogła swobodnie płynąć miłość, a głos był krystalicznie czysty. Do tej mieszanki dochodzi wyczucie, intuicja i dopiero jak mamy dobry kontakt ze sobą, świadomość naszej absolutnej jedności.
I taką właśnie organizację z harmonią na wszystkich poziomach i wyraźnym drogowskazem na błogość i radość spod znaku „jacuzzi” stworzymy. Tymczasem kończę na dziś, biorę moją hulajnogę i po tygodniu intensywnej pracy poszukam jakiegoś fajnego jacuzzi.
fot. Cezary Chojnowski
