Skip links

Jak przejść przez święta z miłością i śmiechem?

DSC00736

Na jednym z prawie 20 kursów liderskich jogi śmiechu, które prowadziłem, a kurs był tuż przed świętami jedna z uczestniczek zaproponowała by zastąpić nasze zawołanie „świetnie, świetnie, hej!” – okrzykiem „święta, święta, hej”. Jakoś nie poczułem tego. Po chwili wyjaśniłem, że przypuszczam, że części osób ten okrzyk może wydać się faktycznie uskrzydlający, o ile mają zakodowane pozytywne emocje w związku z hasłem „święta”, ale też jest istotna grupa ludzi która albo nie przepada za świętami albo ma z nimi złożone słodko-gorzkie skojarzenia. Łatwo mi było to dostrzec bo i sam należę do tej ostatniej grupy.

Życzymy wszystkim „wesołych świat”, ale czy umiemy zadbać o to by faktycznie one takie były? Sam jestem głęboko przekonany, że z tymi świętami jest jak ze śmiechem, jak zadbamy o niego to będzie płynął i często nam towarzyszył, jak zostawimy go przypadkowi to może być różnie. W oparciu o moje doświadczenie napisałem tekst poradnikowy z lekkim przymrużeniem oka i całkiem poważnym przekonaniem, że dla wielu ludzi moment świąt i spotkań rodzinnych to naprawdę całkiem duże wyzwanie by jednocześnie pozostać sobą i ochronić swoje wartości, a zadbać o to by wykrzesać z siebie miłość i pozostać w kontakcie z serca z bliskimi. Misją Fundacji „Jogini Śmiechu”, którą właśnie powołujemy do życia, jest praktykowanie i promowanie trzech wartości: bezwarunkowej radości, dobrego kontaktu z własnym wnętrzem i harmonijnego zestrojenia z innymi i światem. Szczególnie znalezienie punktu równowagi między tymi dwiema, ostatnimi wartościami może być warunkiem realizacji pierwszej wartości czyli świątecznej radości.

DSC00220

1) Skorzystaj z mądrości polskiej mantry.

Święta Bożonarodzeniowe to też moment przesilenie zimowego, celebrowanego setki, jeśli nie tysiące lat przed pojawieniem się chrześcijaństwa, momentu kiedy dochodzimy do najdłuższej, najciemniejszej nocy. Właśnie wtedy rodzi się nagle światło i dnie zaczynają być coraz dłuższe, siły ciemności stopniowo odpuszczają. Jakkolwiek ten czas może obfitować w wyzwania, warto pamiętać jedną z najmądrzejszych polskich mantr: „a po nocy przychodzi dzień, a po burzy słońce”.

Sam ostatnio odczułem to bardzo wyraźnie w tym przesileniowym czasie, który oddziałuje już na kilka dni przed i po momentem przesilenia. Miałem taki dzień, że nic mi się nie chciało. Planowałem przygotować dokumenty niezbędne do rejestracji Fundacji „Jogini Śmiechu” – tematu, którym w ostatnim czasie mocno żyję, ale nagle odezwała się we mni,e wydawało się dawno pożegnana, prokastynacja. Nagle sobie przypomniałem o niewysłanym mailu, a nawet porządku w szafie, a nawet wdałem się w odbierającą energię dyskusję z osobą, która nie wierzy w to co ja i chce mnie wyhamować w realizacji płynącej z mojego wnętrza Misji. Takie dyskusje, ciągłe rozjaśnianie wątpliwości, osób, które i tak nie chcą iść w tę stronę co my, jest trwonieniem energii, jeśli masz jasność co chcesz zrobić , wierzysz w to całym sobą i wiesz, że to służy większemu Dobru to warto skupić się na działaniu i poluzować tego typu hamulce.

Szczęśliwie następnego dnia wstałem z zupełnie nową energią. Byłem umówiony na spotkanie z Sebastianem, który pomaga mi w sprawach sprzętu i oprogramowania, a także zna tajniki facebooka jak mało kto, odkrywając je na zasadzie radosnej zabawy. I nagle w trakcie spotkania, które dotyczyło trochę innego tematu, poczułem, że wszystko rozumiem, skąd te zwątpienia i zostawiłem na chwilę Sebastiana samego z sprzętem, a sam zacząłem pisać. Nagle rozwiązał się dylemat, z którym borykałem się przynajmniej przez pół roku. Znalazłem wreszcie formułę by jednocześnie podkreślić zaangażowanie naszej fundacji w jogę śmiechu, tak by miała wyraźną tożsamość, nie będąc jednocześnie kolejnym rozwojowym „mydłem i powidłem”, ale też i otworzyć się na propagowanie innych metod i sposobów budzenia radości i realizacji Misji, również takich, które możemy dopiero wymyślić w przyszłości. Od razu wysłałem trochę przeformułowane cele fundacji do notariusza. Dowiedziałem się, że otwierając mojego maila pani w sekretariacie zawiesił się cały system. Czuć, że to co do mnie przyszło tego poranka miało w sobie moc! Jaki z tego wniosek: warto przeczekać wszystkie wewnętrzne i zewnętrzne burze ze spokojem, Słońce na pewno wyjdzie!

DSC00716

2) Przygotuj się na najgorsze i uruchom chmurę miłości.

Noszę w sobie czarny sen o świętach.  Znam moją kochaną mamusię dobrze, wiem, że ma to jakoś wewnętrznie ułożone, że nie widzi lub nie chce widzieć różnych związków przyczynowo-skutkowych. Na przykład pomiędzy historią o kogucie Dudusiu, którą lubi opowiadać, ukochanym kogucie z dzieciństwa, którego odwiedzała co lato aż niewrażliwi gospodarze pewnego lata zrobili na jej przywitanie z niego rosół a tym, że sama należy do najbardziej zatwardziałych zwolenników mięsa. OK, wielu ludzi tak ma, kocham ich takimi jakimi są. Mam poczucie, że mamie te wszystkie mięsne pieczenie od lat kojarzą się ze smakiem świat, mimo iż, i tak dzieciństwo nie wróci a większość bliskich z którymi mama chciałaby podzielić się mięsem nie żyje, zostali sami wegetarianie i „ledwo co dziobiący”.

W mojej czarnej wizji, wracam do domu i widzę nerwowo biegającą mamę pomiędzy piekarnikami pełnymi jakichś świńskich nóg i tyłków, gęsi i kur bez głów, na stole sterta ryb z poucinanymi głowami i świeżo spływającą krwią. W wersji ekstremalnej dodatkowo w łazience o miskę uderza jeszcze pół-żywy karp – od kilku lat szczęśliwie go nie widziałem w takiej postaci u mamy, ale jak czarna wizja to czarna. W zapachu mięso, w energii cierpienie, w mamie wycieńczenie nie wiadomo dla kogo i po co. Dla nas-wegetariańskich gości , mama może ostatniego dnia ze swojego mięsnego zabiegania tuż przed wieczerzą zacznie przygotowywać hummus i pozostanie mi znów jeść kanapki z żółtym serem lub wege – pasztetem ze słoika, który wyciągnę z plecaka. Może nawet mama jak ostatnio zaproponuje mi jako najbardziej wegetariańskie z tego wszystkiego śledzie, nie pamiętając, że od paru lat nie jem ryb, a śledzi nie lubiłem nawet jak lubiłem smażone szczupaki.

No dobrze, widzę to, znam to bardzo dobrze, kiedyś z tym walczyłem, aż doszedłem do bardzo pomocnej konstatacji, że mojej mamy podobnie jak jakiegokolwiek innego człowieka na siłę nie zmienię i wybieram kochanie jej, bo tylko mogę ją kochać taką jaką jest z tym jej całym mięsiwem, zaharowaniem i cierpieniem i jedynie jak ją pokocham taką jaką jest daje jej szansę na zmianę. Ten czarny obraz świąt jest dla mnie bardzo silny, nie ma co go wypierać bo podświadomość nie jest głupia. Mam na to inny sposób. Zamykam oczy. Widzę odchodzące w spokoju dusze zwierząt, które trafią na świąteczny stół, już nie cierpią, dziękuję im za służbę dla mojej mamy i innych istot, ufam, że czekają je lepsze wcielenia. Widzę chmurę miłości, która zaczyna wychodzić z mojego serca, zatacza coraz większe kręgi, zakrywa cały stół pokryty mięsem i cierpieniem. Czuję zapach tej chmury, lekkości błogości rozpuszczenia umysłu. Dotykam jej, czuję jej teksturę, takie miękkie i to miłe, jednocześnie jakby coś i prawie nic. Czuję energię przyjemnego orzeźwiającego chłodu, która płynie z kontaktu z chmurą. Przez tę chmurę widzę moją mamę, wysyłam jej miłość, czuję uśmiech na jej twarzy, czuję jak jej miłość płynie do mnie. Robi mi się dobrze, nagle mogę zdobyć się na śmiech.

DSC00656

3) Chroń siebie i swoje wartości!

Chęć wyjścia na spotkanie z innością, która czasami mieszka o dziwo w naszym domu rodzinnym, z którego wyszliśmy ku tworzeniu nowego życia na własnych warunkach, nie może odbyć się kosztem kompromisów. Jeśli jakiś temat jest dla Ciebie męczący, ucinaj go od razu i wymagaj od rodziny by uszanowali Twoje granice. Niezależnie czy to chodzi o zapytanie „z dobrego serca”, czemu już „tyle czasu” nie masz partnera albo „lepszej” pracy albo czemu nie wrócisz do rodzinnego miasta czy rodzinnego interesu czy jakieś niewybredne ploty na temat kogoś kogo szanujesz. Jeśli Ty nie czujesz chęci i zgody na wprowadzenia tego tematu do rodzinnego obiegu, ucinaj od razu ich zakusy zorganizowania Twojego życia po ichniemu lub osłabiające Cię gadki-szmatki. Sprawdzałem to nieraz, więc mówię nie z teorii ale z własnych trzewi. Co moje to moje! Żadnego dobrotliwego wysłuchiwania „niech sobie powiedzą, i tak zrobię swoje” bo to odbiera energię, zasiewa wątpliwości, którymi żywią się demony. Zawsze można uciąć tego typu zakusy stwierdzeniem „to moja sprawa i jestem w stanie sam sobie z tym poradzić”.

Największym wyzwaniem czasami jest zadbanie o swoje granice w trakcie życzeń opłatkowych. Ludzie często życzą bliskim tego czego sami by sobie życzyli lub czego chcą dla nich w imię swojego własnego scenariusza szczęścia dla swoich dzieci i wnuków. Wiem, że to nie jest łatwe, ale jak ja usłyszałem życzenie bym „skończył doktorat” po tym jak postanowiłem go rzucić, poprosiłem o to by życzono mi po prostu pomyślności na drodze, którą sam obrałem dla siebie. Szczęśliwie większości naszych bliskich chce, żebyśmy po prostu byli szczęśliwi tylko nie umie tego powiedzieć w prosty sposób.

W Polsce dopiero uczymy się stawiać jasne granice. Czuję, że jest coś na rzecz w tym, na co zwrócił mi kiedyś uwagę mój kolega i nauczyciel tantry Dawid Rzepecki, że przez to, że nasz kraj tyle razy zmieniał granice czy nawet zupełnie znikał z mapy, że większość ludzi nie zna swoich granic, pozwala sobie wejść na głowę, a potem żałuje tego kumulując zranienia aż kiedyś zareaguje z opóźnioną, przez co kompletnie nieadekwatną reakcją. Słowem powszechne jest, że ludzie co nie szanują swoich granic, nie szanują też granic innych, raz dają sobie wejść na głowę, innym razem wchodzą innym. Mnie jest bardzo bliska koncepcja 7 głównych czakr i tego, że potrzeba stać mocno na ziemi jak drzewo by móc gałęziami sięgać ku niebu. Uważam, że optymalnie jest jeśli każda wyższa czakra ma oparcie w niższej czyli jedynie jeśli mamy zharmonizowaną trzecią czakrę związaną ze splotem słonecznym, miłość z czwartej czakry zwanej czakrą serca może płynąć zdrowym strumieniem. Nie potrzebujemy już duchowości przez duże „D”, która każe nam „wyrzekać się ego” i iść na ciągłe kompromisy w imię unicestwiania ego. Zapewniam Was z doświadczenia: negatywne, tłumione i cierpiące ego „rozwijającego się duchowo” człowieka potrafi być stokroć groźniejsze niż zwykłe, zdrowe i nietknięte duchową papką ego. Ważne jest byśmy budowali kulturę szanowania swoich granic, akceptowali to, że inni stawiają nam granicę i nie widzieli w tym odrzucenia. Po prostu każdy kompromis, poświecenie swoich wartości w imię świętego spokoju lub błędnie pojętego duchowego rozwoju… zamyka serce i odpompowuje życie.

DSC00069

4) Pamiętaj o śmiechu i tym, co Cię wzmacnia.

Śmiech jest językiem miłości. Demony nie boją się niczego tak bardzo jak spojrzenia w oczy i śmiechu. Dostrzegaj i wzmacniaj to, co lekkie w święta i możesz nieco wzmacniać śmiech, by lepiej płynął. Dla mnie wyjątkowym punktem świat jest długi spacer z psami moich rodziców. Simona, Topi i Abdul pamiętają jeszcze tatę i jak razem ja i on chodziliśmy na długi spacer wzdłuż rzeki do lasu w każde święta. To dla mnie wspaniały czas oderwania się od tych wszystkich żareł, ciast i rozmów przeważnie o niczym, spotkanie ze sobą, Ziemią i niebiańskim Tatą. Praktykowałem to wiele razy, po takim spacerze mam znacznie więcej cierpliwości, lekkości i mocy by spędzać dalej czas z rodziną.

5) Szukaj tego, co łączy Cię z bliskimi.

Możesz być jak ja wegetarianinem czy wegetarianką, a spotykać się z rodziną, która nie wyobraża sobie życia bez mięsa. Możesz mieć inne poglądy i czuć, że każda jakkolwiek łagodna próba ich prezentowania doprowadzi do konfrontacji.

Ja myślę sobie wtedy o tym, co pomimo różnic, potrafiło być dla nas łączące w czasie świąt, przychodzi mi wspólne układanie puzzle – może to jest jakiś pomysł by do tego powrócić albo twórczo rozwinąć ten pomysł i zaproponować jakąś grę na święta? Ba, nawet pasjanse, potrafiły być czymś wspólnym przy odrobinie dobrej woli, tylko Krzyż Napoleona ma być układany tak jak dziadek Wojtek zawsze układał…

DSC00209

6) Poszukaj ducha w symbolach i nowych symbolów dla ducha.

Moja rodzina nigdy nie należała do specjalnie religijnych, a teraz w zasadzie chyba wszyscy z wyjątkiem babci oddaliśmy się od kościoła. Jak dla większości Polek i Polaków, święta to fenomen rodzinny, a niekoniecznie mistyczny. Jednak jako osoby praktykujące duchowość możemy dostrzec właśnie ducha w niektórych nieco utartych i skostniałych kościelnych rytuałach lub zaproponować własne w lekkiej, przystępnej dla rodziny – pełnych normalsów” formie. Ja na przykład wolę dzielić się chlebem, najlepiej z własnego czy rodzinnego wypieku niż opłatkiem, uszanowana jest pierwotność symbolu, a jednocześnie czuję większą moc i nie pachnie już kościołem. Proponuję też zwyczaj błogosławienia żywności trzymając się w kręgu za dłonie, wiedząc, że dzięki temu spożyjemy posiłek w lepszych emocjach wdzięczności i będzie nam lepiej służył. Jak z góry założymy, że nasza rodzina jest „zamknięta” i nas nie zrozumie, to tak na pewno będzie. Ale jeśli założymy, że jest szansa, że się otworzą na to co my mamy do zaproponowania, spróbujemy spojrzeć na nich jak na duchowe istoty o nieograniczonym potencjale, nowe możliwości same do Was przyjdą.

7) Ostatecznie, to tylko kilka dni…

Sporo już lat temu czytałem esej Karl-Heinza Deschnera, przewrotnego intelektualisty, którego bawiło demaskowanie różnych mitów. W każdym razie w bardzo krótkim i dosadnym tekście, autor ten wraził przewrotną intencje by przez wszystkie dni roku poza światami panowały pokój i radość, a niech te wszystkie konflikty i wojny kumulują się przez tych kilka dni w roku, które wedle społecznych oczekiwań mamy spędzać w szczególnym spokoju i radości… Zachęcam, doceniaj tymczasowość tej sytuacji, nawet jeśli będą traktować Cię jak dziecko, masz już inny świat.

Jak spojrzę z lotu ptaka na moje życie zobaczę ile wolności i cudowności doświadczam, ile mogę spełniać się i podróżować siejąc radość i śmiech, to te kilka dni z rodziną w domu mojej przeszłości to tylko kilka dni…

Życzę Wam z serca świadomych i wesołych świąt! Ciekaw jestem, jak Wam pójdzie z tą radością, szczególnie tym co decydują się na spotkanie z rodziną. Dajcie znać w komentarzach, chętnie przeczytam.

wszystkie foto: Piotr Bielski

DSC00613