Od kilku lat wprowadzam i rozwijam jogę śmiechu w Polsce i z radością cieszę się jak ta nowa metoda gimnastyczno-rozwojowa trafia pod Strzechy. Szczęśliwie w ty radosnym dziele nie jestem sam bo już ponad 400 osób z całej Polski skończyło kursy instruktorskie jogi śmiechu i coraz częściej prowadzi zajęcia tu i tam.
Joga śmiechu jest propozycją wielopoziomową, co dobrze ilustruje moja teoria 4 poziomów jogi śmiechu – zaczynając od praktyki prozdrowotnej odstresowującej, przez integrację społeczną, rozwój osobisty i duchowość czyli uaktywnianie, poszerzanie sfery wewnętrznego spokoju i zaufania. Propozycje wielopoziomowe mają tę mocną stronę, że mogą z nich korzystać rózni ludzi mający różne potrzeby. I tak poziom 3 (rozwój osobisty) i 4 (duchowość) rezerwujemy raczej na warsztaty w specjalnie przygotowanych ku temu przestrzeniach typu centra jogi czy sale szkoleniowe, ale jako ofertę relaksującą (poziom 1) i integrującą ludzi (poziom 2) świetnie sprawdza się w pracy terenowej również w takim wydaniu ludycznym na festynach czy piknikach. Od tego typu pracy w terenie nie oczekujemy, że ludzie zmienią swoje życie, tylko że porządnie lub choć troszkę się pośmieją i doświadczą miłej atmosfery radości i bliskości. Mniej więcej jedna na 100 osób uczestniczących w tego typu akcjach zdobędzie inspiracje by szukać dalej czy coś zmienić na lepsze w życiu i to już jest dużo i to już pokazuje, że warto.
Mnie osobiście zdarzyło się prowadzić sesje jogi śmiechu w Licheniu, na Dniach Słupska czy na różnych festiwalach od Woodstocku po te bardziej kameralne ale świetne jakościowo jak chorzowski Slow Festiwal, gdzie znów zapraszam z sesją 11 września. Niemniej cieszę się że czasem to moi uczniowie przecierają nowe szlaki i taką osobą jest Kasia Kucharska z Wrocławia. Kasię poznałem w maju tego roku na kursie instruktorskim jogi śmiechu w Warszawie i wiem, że pracuje zawodowo w bibliotece, prowadzi ciekawego bloga o książkach „Wiatrem Czytane„i jest bardzo świadomą osobą z dużym doświadczeniem rozwoju osobistego. Kasia wyraźnie złapała bakcyla jogi śmiechu, w ramach praktyk wzięła udział w sesji jaką prowadziłem dla General Motors w Gliwicach i zaczęła działać samodzielnie prowadząc jogę śmiechu przy różnych okazjach. I po tym wstępie oddaje głos Kasi, która świeżo poprowadziła sesje jogi śmiechu na pikniku działkowców gratulując zarazem wartościowej inicjatywy. Posłuchajcie Kasi, która barwnym językiem opowie o tym doświadczeniu jogi śmiechu w wersji ludycznej:
To moja pierwsza joga śmiechu w tak dużej grupie. Do tej pory było na zajęciach 6 – 10 osób, do tego przeważnie bardziej lub mniej znanych, tym razem do wspólnego śmiania zaprosiłam działkowców, którzy przybyli na organizowaną co roku zabawę z okazji udanych zbiorów. Zabawa na powietrzu, z tańcami i zastawionymi stołami. Przewidziane piwo i kiełbaski z ogniska. Z obecnych w danym momencie niemal 50 osób, około 20 zgłosiło się na warsztat. Zadbałam wcześniej, by organizator zapewnił mi nagłośnienie, czyli bezprzewodowy mikrofon. Muzykę zapewniał pan Witold – DJ, który miał puszczać wybrane przeze mnie utwory. Na początek energetyczne Mambo nr 5, na koniec piękna pieśń Devi Prayer. W trakcie ćwiczeń miała lecieć subtelna, wyciszona muzyka, która tworzyłaby podkład pod rozmowy dla gości pozostałych przy stołach a jednocześnie nie zakłócała nam zajęć. Mikrofon bezprzewodowy nie dawał oczywiście pełnej wolności ruchów, dlatego poprosiłam moją 17 letnią córkę, która już wcześniej miała okazję uczestniczyć w moich zajęciach o pomoc podczas pokazywania ćwiczeń oraz ewentualne potrzymanie lub odłożenie mikrofonu.
Schody zaczęły się tuż po starcie, bo okazało się, że mikrofon działa tylko i wyłącznie jak stoję bokiem do ludzi i się nie ruszam, bo inaczej „gubię fale” i zupełnie mnie nie słychać. To nie odebrało mi jednak zapału, a wręcz przeciwnie, poczułam się pewniej bez tego urządzenia. Zaletą lekkiego przekrzykiwania wszystkich jest to, że nie słychać drżenia głosu, podczas gdy mikrofon świetnie eksponuje tremę.
W trakcie zabawy z piłką do gadania na pytanie „co najbardziej lubię w życiu robić”, padały różne ciekawe odpowiedzi z przewagą oczywiście pracy i relaksu na działce. Jedna z uczestniczek wymieniła jako ulubioną oczywiście pracę w ogródku, natomiast sekundę później wystrzeliła całą litanię tego, … czego nie lubi… a mianowicie złodziei, którym ręce i nogi za przeproszeniem, z dupy powyrywa, hałasu, bezdomnych, co to przychodzą kradną, palą i weź to człowieku upilnuj wszystko. Delikatnie przerwałam jej spowiedź i przeszłam do omawiania krótkiej teorii JŚ, zasad oraz elementów składowych typu klaskanie i okrzyki Świetnie, Świetnie, hej!
Grupa okazała się bardzo ciekawa zadań i skora do współpracy. Chętnie łapali siebie i swoich sąsiadów za brzuchy sprawdzając, czy rusza im się (i sąsiadowi) przepona, klaskali naśladując ptaszki i wznosząc okrzyki Świetnie, Świetnie, hej! Śmiech się wznosił i ludzie coraz mocniej wchodzili w proponowane ćwiczenia. Pierwsze 10 minut było naprawdę fantastyczne. Później na fali uniesienia, kiedy już oddechy rozluźniły spięte barki, a śmiech otworzył gardła, ludzie zaczęli wyrażać swoje uwielbienie dla prezesa, który notabene fantastycznie się z nami bawił. Zaczęła jedna z pań, która wykorzystała krótki moment ciszy, między jednym a drugim ćwiczeniem wnosząc petycję o uhonorowanie Pana Prezesa, „bo Bóg mi świadkiem, nigdy na tutaj nie było takiego kochanego człowieka. Tyle zrobił, zadbał, furtki na klucz zamykane, prąd doprowadzony, plac zabaw dla dzieci… „. Wykorzystałam i ja okazję do wzniesienia okrzyków Świetnie, Świetnie hej! z dedykacją dla pana prezesa a także po to, by zachować jakiś porządek i wrócić do zajęć. Udało się. Na krótko niestety, bo zaraz ktoś rzucił niewinny żarcik, co było wodą na młyn dla innych, którzy podchwycili temat pełnej uwielbienia wdzięczności dla pana prezesa, ale i tym razem Świetnie, Świetnie, hej zadziałało. Następne było Very good, very good, yeah, bo pan prezes znał język obcy i taki mądry i we wszystkim umiał zaradzić i docenić i tak bogate dożynki zorganizował. I tak się przeplatałyśmy z panią Antoniną do samego końca. Najdłuższą bowiem tyradę wygłosiła wykorzystując ciszę jaka nastąpiła podczas krótkiej relaksacji, która w tych warunkach odbyła się w naprawdę szczątkowej formie. Zwłaszcza, że przygrywająca w tym momencie muzyka biesiadna raczej skłaniała do ruszenia na parkiet, niż wyciszenia.
To naprawdę było udane, pełne śmiechu spotkanie. Mogłam potrenować swoją elastyczność, asertywność i reagowanie na nieprzewidziane zdarzenia. Uczestnicy bawili się równie dobrze i ze śmiechem wrócili do stołów.
Już po całym spotkaniu naszła mnie refleksja, że ludzie nie czują się wysłuchani, skoro pytanie o przyjemność wywołuje tak dalekie skojarzenia. A prezesem ogródków działkowych jest młody, sympatyczny, pełen pomysłów mężczyzna, uśmiechnięty i lubiący ludzi, w dodatku kolejarz, który bezbłędnie zgadł jak wygląda powitanie kolejarskie 😀 Nie dziwi więc uwielbienie dla jego osoby. Sama się przyłączam z okrzykiem – Świetnie, Świetnie Hej!!!
Dla zainteresowanych kursami jogi śmiechu przypominamy – 2 okazje w tym roku do skończenia kursów 23-25.9 Kraków i 28-30.10 Warszawa. Więcej informacji tutaj
A to jeszcze fotki działkowe od Kasi – fotografa na jodze smiechu nie było, tak już bywa przy takich okazjach: