Ludzki umysł ma taką przypadłość, że często wyraźniej widzi rysy niż blaski, cienie niż światło. Z tysięcy miłych chwil z dzieciństwa pełnych beztroskich zabaw najlepiej zapamiętujemy te najmniej przyjemne, a jak zapamiętamy ich kilka automatycznie składają się w koncepcje niełatwego dzieciństwa. I tak jakoś zostaje nam to przez dorosłe życie, że lepiej pamiętamy to co pozornie nie wyszło niż swoje sukcesy.
Też mam takie skłonności jak prawie każdy człowiek, ale mocą woli i praktyki wzmacniam w sobie świadomość sukcesów, a to co za sukces niełatwo mi uznać przyjmuję z pokorą jako bezcenną okazję do nauki. Dopóki się uczymy i rozwijamy, możemy mieć budujące na duchu poczucie, że nie popełniamy błędów, tylko przechodzimy przez kolejne doświadczenia, z których wyciągamy wnioski. A optymizmu jak każdej innej kompetencji możemy się uczyć do czego zachęcam nie tylko ja i inni praktycy jogi śmiechu, ale i poważni psychologowie z rosnących globalnie jak grzyby po deszczu departamentów psychologii pozytywnej.
I tak zdejmuję mocą decyzji ciemne okulary, które chcą bym widział ten rok przez pryzmat tego jednego wakacyjnego warsztatu, który musiałem odwołać z braku chętnych i dwóch paczek moich książek, które właśnie wróciły z hurtowni, która nie umiała ich sprzedać. Przekierowuje perspektywę jak lunetę na inne planety bardziej kolorowe. I co teraz widzę? Za nim skupię się na tym co widzę, chwila o tym, co czuję. Przede wszystkim ogromną wdzięczność za ten rok w którym po raz pierwszy zostałem ojcem i to jeszcze tak wspaniałej małej świetlistej istoty! Wdzięczność za to, jaką cudowną mała dziewczynką jest Rozalka i za te wszystkie „tata!”, które mówi patrząc mi w oczy, za ten dar towarzyszenia małemu człowiekowi w rozwoju, choćby tę radość jaką doświadczamy od kilku dni, że Roza już sprawnie chodzi na dwóch nogach. Wdzięczność za to, że Aneta jest tak mądrą mamą i żoną dzięki czemu ten okres pierwszego roku dziecka był przepełniony radością i spokojem, a ja miałem przestrzeń by dalej się rozwijać.
Ponadto jestem wdzięczny, że dalej mogę zajmować się tym, co kocham i to nie tylko „po godzinach” ale dzięki mojej pasji mogę utrzymywać całą rodzinę. Co więcej, czuję, że słucham siebie i inaczej patrzę na wszystko co robię, dzięki czemu robię to inaczej, spokojniej i uważniej z jeszcze większym zaufaniem do świata. Przy okazji noworocznych warsztatów prowadzę robienie map intencji na Nowy Rok i patrzę teraz na tę sprzed roku jak i na tę świeżą z 1 stycznia. Ta starsza jest dwa razy większa bo potrzebowałem wielkiej przestrzeni by zrealizować szerokie plany żyłem jeszcze wtedy tematem „igrzysk radości”, chciałem prowadzić wielkie spektakularne akcje jak bicie światoweo rekordu Guinessa w śmiechu. Widziałem potrzebę szerokiej współpracy z biznesem, prezydentami miast, liderami społecznymi, artystami aby to mogło się zamanifestować w świecie. Dziś mam dużo bardziej wyluzowane podejście: jak za jakiś czas pojawi się w Polsce taka potrzeba to poprowadzę taką akcję, ale to świat ma do mnie wyjść z taką propozycją bo ja nie chcę już łazić i pukać do różnych drzwi jak akwizytor idei czy ksiądz po kolędzie. Teraz zdecydowanie stawiam na jakość, a nie na ilość!
I tak jestem wdzięczny za to jak przetransformowałem moją działalność. Jeszcze 2-3 lata temu jeździłem po całym kraju z warsztatami jak może nie pijany, ale cokolwiek szalony zając. To miało swoją rację bytu, sprawiało mi wówczas frajdę na pewno przyczyniło się do popularyzacji jogi śmiechu. Ale więcej niż w domu byłem w podróży i czasami narażałem na szwank moją pasję do tego co robię prowadząc kilka warsztatów w tygodniu w różnych częściach Polski. Teraz ja jeżdzę mniej ale do mnie ludzie przyjeżdzają, a ja staram się tylko odpowiedzieć na zainteresowania ludzi. Pomału wycofuję się też ze „zwykłych” krótkich warsztatów na podstawowym poziomie, przeszkoliłem już 500 osób, niech moi uczniowie je prowadzą, przecież wiedzą jak i mogą dodać do nich swoją unikalną jakość. Ja skupiam się na tym, co niezwykłe i dlatego rezerwuję dla siebie bo w tym mam unikalną jakość kursy instruktorskie, wyjazdy do Indii z jogą śmiechu, weekendy z jogą śmiechu. Rozwijam też indywidualny joy coaching widząc w nim szansę na pójście głębiej w pracy w stronę większej radości, spójności i świadomości. W planach mam też w tym roku pierwszy w historii Polski cały Festiwal Jogi Śmiechu.
Dużą radość sprawiło mi wydanie w tym roku książki ”Joga śmiechu. Droga do Radości” – pierwszej w Polsce książce poświęconej jodze śmiechu. Książka ta dała pretekst do kilkunastu miłych spotkań, a jak na książkę specjalistyczną w kraju o niskim poziomie czytelnictwa miała naprawdę dobre wyniki sprzedaży. Cieszę się również tym, że już mam w przygotowaniu nową książkę „Indie. Z miłością i śmiechem. Przewodnik subiektywny” , gotową okładkę i nawet datę premiery 7 maja 2017. To będzie zarazem fajne uzupełnienie pierwszej książki by pokazać szerszy kontekst, w jakim powstała joga śmiechu i nasz sposób życia, jak i już całkiem autorski projekt, w którym mogę rozwinąć moją drugą pasję jaką jest literatura. I w tej książce mogę już w pełni swobodnie podążać za intuicją i za moimi wędrówkami po Indiach bez potrzeby tworzenia rozdziału naukowego i udowadniania komukolwiek czegokolwiek, bo jak mówi tytuł będzie to wizja w pełni subiektywna.
Cieszę się też rozwojem kursów instruktorskich jogi śmiechu i tym, że w tym roku stworzyłem już swój autorski podręcznik, a także opracowałem i zaplanowałem kurs drugiego stopnia. Co więcej cieszy mnie stałe zainteresowanie i jeszcze się nie zaczął na dobre nowy rok, a na kursie pierwszego stopnia w połowie marca w Warszawie mam już zajętych 15 z 20 miejsc. I to wszystko przebiega w naturalny sposób jak spokojnie płynąca rzeka, bez ani grosza wydanego na reklamy ani czasu marnowanego na aktywność na grupach rozwojowego mydła i powidła na facebooku. Sami mnie znajdujecie, być może tak jak za kilka lat sami mnie znajdą prezydenci miast i będą prosić bym poprowadził im sesję jogi śmiechu dla tysięcy ludzi na stadionie.
Także z otwartością przyjmuję Nowy Rok i cieszę się, że nadszedł. Zamierzam kontynuować kurs którym płynę w sposób naturalny i przygotowuję dla Was ciekawe propozycje. Wiem, że to co proponuję jest ambitne, dlatego nie liczę już na masowy odzew, cieszę się tym, że trafiają do mnie mądrzy i otwarci ludzie i to mi wystarczy. Ufam, że mamy jakiś wpływ na świat za oknem i jak my się zmieniamy to i ten świat, ze swoją póki co daleką od światła polityką, będzie stawał się życzliwy dla wszystkich, mądrzejszy, spokojniejszy i radośniejszy. Życzę Wam pięknego Roku, w którym śmiało wydepcecie kolejny odcinek Waszych Dróg (do) Radości!
foto: Piotr Zięba, z wyjątkiem nr 2 – Julita Delbar