Poprosiłem uczestniczki i uczestników kursu liderskiego jogi śmiechu oto by spisali historię ich spotkania z jogą śmiechu. Chciałem wiedzieć, co ich przyciągnęło do tak niecodziennej praktyki. Jako pierwsza napisała Edyta Pasierbska, która też jako pierwsza wysłała zgłoszenie dosłownie w godzinę po tym jak opublikowałem informacje o kursie. To, co pisze Edyta jest tak żywe i prawdziwe, że postanowiłem opublikować jej wyznanie na mojej stronie, na co się zgodziła. Posłuchajcie więc Edyty:
Na jogę Śmiechu trafiłam, co zaczyna stawać się powoli tradycją, dzięki mojej kuzynce Ani. Dostałam sms, mail, czy mi powiedziała… nie pamiętam. Wiem jednak, że za pierwszym razem, kiedy mnie zaprosiła na klub śmiechu na Polach Mokotowskich, nie mogłam przyjść. I bardzo przeżywałam, jakbym wiedziała, że to będzie dla mnie coś ważnego. Cały czas marudziła, że taka szkoda, że akurat mam lekarza w tym czasie, że tak chciałabym to zobaczyć. Ania jednak powtarzała cierpliwie, że przecież to będzie trwać, że jeszcze będę mogła przyjść. No i pojawiłam się już tydzień później.
fot. w środku Ania Tillet, która namówiła Edytę do udziału w klubie śmiechu.
Mój pierwsze spotkanie z jogą śmiechu miało miejsce w pamiętny dzień 21.08, kiedy to pierwszy raz „ w historii naszego klubu śmiechu w Warszawie padał intensywny deszcz o godzinie spotkania”. Ja nie nazwałabym tego jednak padaniem, lało. Lało i to jak z cebra. Do około 13.00 Ania była jeszcze na 100% pewna, że się odbędzie, a nawet i wyjdzie słońce. Potem trochę ona zwątpiła, ale za to ja stwierdziłam, że nie odpuszczę, że idziemy, że może się uda, że może jednak pod parasolkami. I tak byłam na pierwszym spotkaniu w metrze, a do tego jeszcze z ekipą z Polsatu. Było wspaniale i już na pierwszych zajęciach pomyślałam sobie: ”byłoby cudownie coś takiego robić samemu”.
Uwielbiam się śmiać, a jak mogę się moim śmiechem dzielić, to już w ogóle pięknie. W ten sposób na pierwszych warsztatach postanowiłam, że wezmę udział w szkoleniu dla leaderów. Wydaje mi się, że też właśnie na tym spotkaniu klubu 21.08.2013 Piotr pierwszy raz powiedział, że taki kurs będzie robił i niedługo go ogłosi. Ale może nie był to pierwszy raz? To byłoby już chyba za dużo znaków :D. Chociaż ja i tak będę wierzyć, że to też był znak. Od 21.08 zaczęłam śledziłam blog Piotra i szukałam wieści o kursie. Zapisałam się od razu, jak tylko zobaczyłam, że jest. No dobra… nie tak od razu. Posiedziałam przed „kompem” z jakieś 45 minut i trochę się bałam, bo może to jednak nie to. Właściwie czemu tak naprawdę chcę to robić? Zapisałam się jednak i nie żałuję.
Później na tydzień przed kursem zostałam zwolniona z pracy. Czy to kolejny znak? Chciałabym w to wierzyć. Przed kursem byłam tego nawet pewna. Tak sobie wyobrażałam, że z pewnością nie wrócę już do pracy na etat, że będę się zawodowo śmiać. Teraz wiem, że chcę się zajmować jogą śmiechu, ale wiem też, że nie chodzi w tym wszystkim o zyski. Najważniejsze jest to, że przy każdej sesji jogi śmiechu zyskuję coś znacznie lepszego niż pieniądze. Zyskuję DUŻO RADOŚCI I SZCZĘŚCIA, którym coraz lepiej potrafię dzielić się z innymi. Kurs na leaderów jogi śmiechu, czyli dwa dni intensywnego śmiania się i przebywania w gronie wspaniałych ludzi, dał mi wiarę, że wszystko będzie dobrze. Szukam więc dalej pracy na etat i z pewnością znajdę duuużo lepszą niż miałam. Będę się również starać zakładać kluby jogi śmiechu, ale chcę to przynajmniej na początku traktować lekko. Nie jako pracę, ale jako przyjemność. .. A co będzie dalej? Zobaczę. Jedno wiem. Będzie: ŚWIETNIE, ŚWIETNIE HEJ 😀
Dzięki Edyta i powodzenia w poszukiwaniu pracy i szerzeniu bezwarunkowego śmiechu! Hi hi ha ha ha!
Edyta po lewej,
Wszsytkie zdjęcia pochodzą z kursu liderskiego w Warszawie 5-6.10.2013 – wszystkie fot. Awa Bajer