Skip links

Wielkie TAK!!!!

IMG_3745-001
Czułem, że będzie to trudno pogodzić. Ale też ze smutkiem przyjmowałem, że nie mam wyjścia. Trochę trzeba być joginem, a trochę biznesmenem. Chcę wspierać moich uczniów by prowadzili jogę śmiechu na poziomie „świetnie, świetnie, hej! – do tego nie miałem wątpliwości. Ale też przyznawałem rację głosom mówiącym, że nie mogę zdradzić absolutnie do końca wszystko co umiem, bo zostanę ogołocony, skopiowany do cna i czekać będą na mnie puste sale warsztatowe. Znów trzeba będzie wybrać się na przykład do Indii czy na zachód i coś tam nowego świeżego wyszperać, ileś czasu spędzić na opracowaniu tego czyli z jednej strony fajnie, bo rozwój, z drugiej potencjalnie kupa roboty. I w pewnym momencie zadałem sobie pytanie: czy mam zgodę na to, że moi uczniowie nie tylko mnie perfekcyjnie skopiują, ale przerosną i zrealizują projekty o jakich nawet nie śniłem? I wiecie co: usłyszałem w sobie wielkie TAK! Gdy je usłyszałem, zaniosłem się takim śmiechem, że nawet nie myśleliście, że jogini śmiechu tak potrafią. Odpadł ciężar bycia najlepszym. Tylko teraz czas na wyciągnięcie konsekwencji.
IMG_3847
Każdy z nas prowadząc własną działalność ma wybór i ja też mam wybór. Możemy dać się wciągnąć w grę w konkurencji z imperatywem ciągłego bycia krok do przodu przed innymi. Czyli trzeba mieć oczy i uszy otwarte i wiedzieć, co robią inni, w moim wypadku jako, że praktycznie wykreowałem niemal od zera nową branżę w Polsce, monitorować moich uczniów. Porównujemy się zresztą z automatu nie na podstawie głębi i jakości, tylko według twardych wskaźników świata, w którym żyjemy typu ilość warsztatów, ilość uczestników, ilość zer na koncie. Ja od początku miałem świadomość, że odrzucam te schematy, ale czułem nakaz bym jako nauczyciel jednak nad moimi uczniami w tej jednej dziedzinie jogi śmiechu górował. Widziałem, że niektórzy liderzy mają większą łatwość swobodnego śmiania się niż ja, inni mają więcej doświadczenia w pracy z biznesem, ale przynajmniej pocieszałem się, że ja mam większe doświadczenie w jodze śmiechu, lepszą metodologię czy umiejętność stworzenia bezpiecznych ram do praktyki. Potrzebowałem tych pocieszeń, być może czystych iluzji, bo wierzyłem, że jest to warunek bym z powodzeniem szkolił dalej innych. Jednocześnie wiem, że porównywanie się z innymi to w moim odczuciu najlepsza droga do piekieł, to tak jakby dobrowolnie skazać się na ciągłą frustrację i stres, to ciągłe życie w poczuciu zagrożenia.
IMG_3839
Moje ego marzyło by wszyscy przeszkoleni przeze mnie liderzy sami z siebie wspominali w opisie swoich zajęć, oprócz tego, że twórcą jogi śmiechu jest dr Madan Kataria, że pobierali nauki od jego ucznia Piotra Bielskiego, który jako pierwszy sprowadził tę metodę z Indii w oryginalnej formie i twórczo dostosował do polskich realiów. Dziś się śmieję, że to brzmi jak jednozdaniowa formułka kończąca się „a Mahomet jego prorokiem”, której wymówienie sprawia, że muzułmanie uznają każdego kto ją wypowie za swojego. Nie ustaliłem jednak w głowie przez ile lat od ukończenia kursu mają o mnie wspominać, hahaha. Teraz widzę w tym kolejne przywiązanie, zbędne jak wszystkie inne. Wyrzucam to z głowy ze śmiechem. Idę naprzód tak jak lubię najbardziej, bez bagażu oczekiwań! Spróbuję wykonywać moją robotę najlepiej jak się tylko da i będzie mi miło jak moi uczniowie będą chcieli się przyznawać do mnie, ale nie chcę czynić z tego nawet grzecznościowego zobowiązania.
Wybieram inny model działania niż konkurencyjny, który polega na tym, że po prostu idę swoją drogą i porównuję się jedynie do siebie: czy to co robię dziś wykonuję lepiej niż wczoraj? Czy dziś czuję się odrobinę mądrzejszy, odrobinę szczęśliwszy? Robię to co jest zgodne z moimi talentami i moją głęboką istotą. Jak wypiszę czynności, które sprawiają mi przyjemność to wszystko to znajdę w jodze śmiechu: taniec, medytacje, improwizację, śmiech, masaż, uściski… Nie musiałem mieć jakiejś strategii marketingowej by ludzie zaczęli do mnie przychodzić, niemal wszyscy sami mnie znajdowali: uczestnicy, dziennikarze, właściciele centrów jogi i rozwoju. Dodatkowo to co robię sprawia, że czuję się lekko i dobrze, a często zdarza mi się mieć poczucie, że wszystko samo się dzieje, mówię i robię rzeczy, które sam nie wiem skąd do mnie przychodzą a właściwie wiem, że ze Źródła. Jeśli więc znalazłem swoją niszę, nie mam powodów do lękowego oglądania się na innych, wystarczy robić swoje.
 
Czasem idzie lepiej, czasem gorzej, ale słabsze momenty są naturalną częścią cyklów przyrody, kiedy dobrze wycofać się do wnętrza by potem powrócić z czymś trochę innym. Chcę po prostu bawić się tym, co robię i nie mieć żadnych oczekiwań, lecz zaufanie do Opatrzności, która tak jak nie pozwoli umrzeć z głodu słoniom czy tygrysom, które nie magazynują przecież żywności i nie zgrywają kogoś innego niż są, tak i o mnie zadba mimo iż nie mam żadnych ZUSów, trzecich filarów, a po przodkach odziedziczyłem jeden obrazek z Matką Boską.
IMG_3844
Fajnie, może powiecie, rób swoje, nie oglądaj się na innych, ale swoją własność intelektualną trzeba bronić. Też zdarzało mi się tak myśleć, ale mam już to za sobą, ha ha ha! Mam tak silne poczucie mojej unikalności i „nie-podrabialności”, że nawet jak ktoś skopiuje moje narzędzia to i tak nie uzyska z nich efektu, który mogę osiągnąć ja. Uruchomiłem istną lawinę warsztatów jogi śmiechu prowadzonych przez moich uczniów. Czasem nie tylko opis ale i tytuł warsztatu brzmiał dziwnie znajomo. Po jednej takiej cichej interwencji, liderka, wstawiła jakąś drobniutką czcionką na koniec skopiowanego opisu nieaktywny link do mojej strony. Odpuściłem. Wolę moją energię włożyć w tworzenie czegoś nowego niż tropienie plagiatów. Zadaję sobie pytanie: czy jestem w stanie dzielić się z moimi uczniami wszystkim tak jak mądrzy rodzice bezinteresownie dają wszystko co mogą dać swoim dzieciom? Mają świadomość, że ostatecznie to dobro dzieci jest ważniejsze od ich komfortu i, że pewnego dnia ich przerosną i… właśnie o to chodzi! Czy można rozszerzyć tę bezinteresowną pomoc na wszystkich ludzi? Czuję, że mam w sobie niezbędny spokój i zaufanie do świata, które pozwala mi spróbować. A moje zaufanie bierze się z poczucia, że to nie ja jako jednostka jestem twórcą nawet najwspanialszych moich wierszy czy warsztatów, tylko przekaźnikiem, ale o tym to innym razem.