Wczoraj wziąłem udział w spotkaniu warszawskiego klubu Toastmasters – „Top Careers” w charakterze gościa specjalnego. Ruch Toastmasters International to międzynarodowa organizacja non-profit, która pomaga ludziom praktykować przemawianie publicznie i rozwijać umiejętności przywódcze poprzez ćwiczenie na regularnych spotkaniach. Wedle oficjalnych danych ruchu, na świecie jest 13500 społecznych klubów, w tym 36 w Polsce. Spotkanie w którym uczestniczyłem odbyło się w pięknej przestrzeni Fortu Sokolnickiego na Żoliborzu, na którego dziedzińcu w zeszłym roku prowadziłem sesję jogi śmiechu dla kilkuset młodych osób – aktywistów na rzecz klimatu. Tym razem czułem klimat nowej przygody!
Na spotkaniu dostaliśmy na wstępie program: bardzo jasna struktura – 2 mówcy, którzy przygotowali przemowy, mając co do minuty określony czas, ja jako gość specjalny plus różne ćwiczenia grupowe. Toastmasterzy dbają bardzo o timing i dążą do doskonałego zaplanowania przebiegu spotkania. Nieco egzotycznym elementem dla mnie były rożne osoby funkcyjne: „chronometrażystka”, która mierzyła czas i pokazywała żółtą kartkę, gdy ten się kończył i czerwoną, gdy trzeba było zejść ze sceny czy „kontroler płynności”, który dawał uderzaniami w muzyczny trójkąt znać mówcy, żeby się nie zacinał. Barwną postacią jest też pani gramatyk, która czuwa nad poprawnością polszczyzny, zapisuje najpiękniejsze zwroty i zwraca uwagę na najbardziej rażące błędy.
Spotkanie, w którym wziąłem udział przebiegało w radosnej atmosferze nie tylko za sprawą jogi śmiechu, ale też uczynienie hasła „śmiech to zdrowie” tematem spotkania – między innymi opowiadano dowcipy i zabawne anegdoty. Sesja jogi śmiechu bardzo fajnie się udało choć była bardzo krótka i nie udało się nam dojść do tego cudownego punktu odpuszczenia i błogiej zabawy. Bardzo też podobał mi się konkurs na tworzenie kreatywnych opowieści. Dostałem kartkę i 3 słowa bezludna wyspa, sejf, piłka. Miałem 90 sekund by na żywo bez namysłu skonstruować opowieść zawierającą te słowa i byłem zadowolony z tego co mi wyszło: historii zestresowanego pracownika korporacji, który wykupił wczasy na bezludnej wyspie, schował dokumenty i bilet powrotny w sejfie pod najwyższą palmą i z nudy sam grał w piłkę kokosem, który o mało co nie spadł mu na głowę. Konkurs wygrała koleżanka, która naprawdę opowiedziała historię perełkę -mimo, że improwizowaną to zadbaną w każdym detalu i cieszyła się, że została doceniona, bo sam oddałem na nią głos.
Z jednej strony, to trochę inny świat, te funkcje sędziów i ocenianie innych, w klubach śmiechu staramy się „łączyć się z innymi a nie poprawiać ich” (jak mawia doktor Kataria „do not correct people, connect with them”). Ale Toastmasters to bardzo fajna inicjatywa, która zbliża ludzi. Widzę podobieństwa między tym ruchem a jogą śmiechu, też się spotykają co tydzień, podejmują dodatkowo różne działania integracyjne – na przykład klub, który odwiedziłem organizuje wkrótce wspólny spływ kajakami. Być może istnieje możliwość by połączyć siły, współpracując w bardziej regularny sposób. W wiadomościach Laughter Yoga International przeczytałem, że w Bahrajnie na przykład powstał wspólny klub śmiechu i przemówień publicznych zrzeszony zarówno w ruchu Toastmasters jak i w międzynarodowej sieci klubów śmiechu, ich hasłem jest „Speak to lead and Laugh to Life”. Również w Indiach Toastmasterzy korzystają z jogi śmiechu, jak i w Malezji, a w Oakland w Kalifornii działa klub śmiechu i przemówień Toastmasters LaughLovers.
Pytanie, co mogą sobie nawzajem dać Toastmasterzy i miłośnicy jogi śmiechu? Myślę, że na to pytanie najlepiej mogą odpowiedzieć dwie liderki jogi śmiechu – Ela i Marta które działają już jakiś dłuższy czas w ruchu Toastmasters, może sprowokuje je do skomentowania tego co powiem za chwilę. Na mój pierwszy ogląd, możemy dać Tostmasterom więcej luzu, który jest tak potrzebny w dobrych przemówieniach publicznych czy przywództwie. Chodzi o to by umieć potraktować wszystko, co dzieje się na spotkaniach jako rodzaj fajnej zabawy. Mamy ćwiczenia, gdzie wprost śmiejemy się z naszego ego i wszelkich wyzwań, co bardzo obniża lęk przed porażką. Podejście na luzie nie oznacza wcale by ignorować upływ czasu czy obowiązujące w klubach Toastmasters zasady. Wręcz przeciwnie, ja z szacunku dla tych zasad zmieściłem się w ramach czasowych i skończyłem 10 sekund po zobaczeniu żółtej kartki. Moim zdaniem udział takim klubie ma największy sens, gdy staramy się wyrobić w czasie i zadbać o atrakcyjność przemówienia i jak się uda to cieszymy się jak dziecko ze zwycięstwa w chowanego czy ping-ponga, a jak nie to śmiejemy się z porażki, ostatecznie to tylko zabawa. Ostatecznie, jeśli ludzie po często stresującej pracy, gdzie nas ciągle oceniają mają po pracy dodatkowo stresować się ocenami ich przemówień to mogłoby nie być zbyt zdrowe i budujące.
A czego my, jogini śmiechu, możemy nauczyć się od Toastmasterów? Myślę w pierwszej kolejności o jakości esencjonalności, na przykład by umieć rozpoczynając zajęcia jogi śmiechu powiedzieć wszystko to co najważniejsze w jak najkrótszym czasie i jednocześnie najciekawiej. Często w moich warsztatach bierze udział dużo osób i na koniec proszę wszystkich by powiedzieli swoje imię i jedno słowo, które najlepiej oddaje ich samopoczucie w tej chwili. To jest naprawdę cenna umiejętność by nie musieć wydać z siebie potoku słów, a powiedzieć to co najważniejsze. Tej esencjonalności chcę też się uczyć w pisaniu, bo wiem, że zbyt długich wpisów na blogu nikt nie czyta do końca. Mam wręcz poczucie, że można potraktować świadome przemawianie jako formę medytacji, praktyki uważności na wiele detali. Poza tym na pewno mogą nam pomóc wzbogacić język, znaleźć sposoby by wyeliminować kalki z angielskiego, zadbać o smak i kunszt przemówień, byłem naprawdę pod wrażeniem finezji przemówień doświadczonych Toastmasterów. Na pewno też działając w takim klubie można nabyć też umiejętności organizacyjnych i rozwinąć poczucie odpowiedzialności.
Gdy zaprezentowano na spotkaniu wszystkich poważnych funkcyjnych, spytałem się cichutko koleżanki, która mnie zaprosiła: czy ja też będę oceniany? Pomimo mojego dużego doświadczenia publicznego przemawiania, poczułem lekki dreszczyk podniecenia. Ola uspokoiła mnie: „tym razem nie, jesteś gościem specjalnym”. Ale jeden uczestnik jakoś się pomylił i zamiast ocenić mówców którzy mieli być oceniania, dał mi karteczkę. I mam teraz pamiątkę. Punkt 1. „Co szczególnie podobało Ci się w przemówieniu?” – czytam. „Pozytywny, optymistyczny przekaz 🙂 ”. Punkt 2. „Co można zrobić, aby przemówienie było jeszcze lepsze?”. „Specyficzna mowa ciała, czasami zwraca zbyt dużą uwagę”. Ach to moje żywe, rozbrykane, rozklaskane ciało, ha ha ha! Dzięki i do zobaczenia!