Codziennie dzieją się cuda. Tylko nie zawsze je zauważamy. Będąc w Indiach, mamy ułatwione zadanie podziwiania życia. Właśnie przez stolik przy którym siedzę w restauracji w Hampi przemaszerowała małpa, całkiem spokojnym krokiem tak jakby dobrze wiedziała gdzie idzie. Nie wiem skąd się wzięła, grunt, że spokojnie wyminęła mój komputer, aparat i herbatę nic nie zabierając. Ale nie o małpie chcę Wam pisać, tylko o cudach, które się dzieją odkąd w dzień kosmicznej kumulacji energii – święto Mahasziwatri dołączyła do nas wspaniała grupa 7 miłośników jogi śmiechu z Polski.
Spędziliśmy pierwsze 3 dni w Bangalore w School of Ancient Wisdom, miejscu gdzie doktor Kataria prowadzi wszystkie swoje treningi. Spotkaliśmy się z doktorem i jego małżonką Madhuri, a także jego szwagierką z jego rodzinnego Pendżabu, która akurat ich odwiedziła w tym czasie. Porozmawialiśmy o jodze śmiechu i naszych doświadczeniach, doktor i Madhuri pytali nas o jogę śmiechu w Polsce, kulturę i kuchnię Polski. Madhuri spytała, jakie stroje noszą ludzie w Polsce. Choć uczciwie przyznałem, że głównie dżinsy, obiecałem, że prześlę jej zdjęcia łowickich pasiaków. Potem doktor poprowadził dla nas bardzo przyjemną sesję śmiechu na siedząco.
Każdy dzień rozpoczynamy choć krótką sesją jogi śmiechu by utrzymać odpowiedni poziom entuzjazmu w grupie, a śmiech za sprawą różnych niesamowitych sytuacji, które nas spotykają towarzyszy nam cały czas. Opowiem Wam dziś jedną z takich historii. Przyjechaliśmy dziś wcześnie rano nocnym autobusem sleeperem czyli z łóżko-busem do Hampi. W miejscowości Hospet o 5 nad ranem przesiedliśmy się na 3 riksze i wyprzedzaliśmy setki zaprzęgów chłopów z wołami, którzy jechali ścinać trzcinę cukrową.
Gdy już dotarliśmy do Hampi, postanowiłem zabrać naszą wesołą ekipę nad rzekę w tej miejscowości, która słynie z kompleksu kilku tysięcy starych świątyń za sprawą których nazywana jest ósmym cudem świata. Miałem miłe wspomnienia z poranku nad rzeką i widziałem dziś, jak setki ludzi spieszyło na poranną kąpiel. W zeszłym roku kulminacją tej kąpieli było przyjście świątynnej słonicy Lakszmi, która weszła w tłum kąpiących się ludzi. Najpierw zrobiła dużą słoniową kupę, potem położyła się na jednym boku, potem na drugim, dając sygnał do mycia jej. Pomocnicy słonia pozwolili mi i innym zgromadzonym szczotkować słonicę, która potem wstała i dawała nam błogosławieństw trąbą, przyjmując w zamian banknoty i monety, które podawała swojemu opiekunowi.
Także dziś czekaliśmy na słonice, a ta się nie pojawiała. Ja postanowiłem wykonać poranne ćwiczenia oddechowe jogi i asany i jak możecie zobaczyć na zdjęciach, to co robiłem, spotkało się z zainteresowaniem ze strony dzieci i psów. Grupa cieszyła się widokiem kąpiących ludzi i niesamowitym klimatem panującym w tym miejscu. Gdy skończyłem ćwiczenia na macie, zaproponowałem grupie, że zrobimy w tym miejscu sesję śmiechu. Dosyć szybko pokonaliśmy pierwsze skrępowania spowodowane obecnością przyglądających się nam z uśmiechami dorosłych i dzieci.
Nagle wydarzył się drobny cud, dołączył do nas miejscowy mistrz tańca, który zaczął się z nami śmiać, a potem proponował swoje radosne tańca. Kolejni mężczyźni zaczęli dołączać w ślad za nim, a dzieci przyglądające się nam rozpierała radość. Szczególnie spodobały się naszym nowym znajomym ćwiczenie ze sztuczką magiczną, które poznaliśmy niedawno za sprawą doktora Katarii. To pozytywne szaleństwo, które rozkręciliśmy w Hampi trudno opisać słowami, zdjęcia mogą nieco pomóc w podzieleniu się z wami atmosferą tego niezwykłego poranka. Aneta nagrała fragmenty sesji na wideo i jak pojawi się sprzyjająco szybkie fale, podzielę się i tymi filmami. Świetnie, świetnie, hej! Albo w hindi: acza, acza, yeah! I wiecie co? Zupełnie zapomnieliśmy o słoniu…